wtorek, 21 lutego 2017

#68

Weekend. Jeden z nielicznych spędzonych od początku do końca razem. Czas, gdzie jesteśmy tylko my. Wtedy nie ma miejsca na smutek, złość czy jakiekolwiek inne negatywne emocje. Jest radość. Jest szczęście, które widzisz w tych ciemnych oczach zanim zaśniesz i tuż po tym jak otwierasz oczy rano o 12. Te poranki, które mogłyby się nie kończyć, wspólne przygotowanie posiłków, wspólne zakupy, wzajemna pomoc w najprostszych rzeczach, ale jakże istotna i przyjemna. Te papierosy wypalone w kuchni i w łóżku. Podniesiona brew i ten szczególny uśmiech. Sekunda i już wiesz co Cię czeka. Wiesz, że zaraz będziesz pod ścianą, dosłownie i w przenośni. Wiesz, że nie uciekniesz. Wiesz, że jedyne co możesz zrobić to się poddać, bo każda próba sprzeciwu może być nieprzyzwoicie przyjemna. Masz ten swój zakazany owoc na wyciągnięcie ręki, a i tak siedzisz i patrzysz jak szuka filmu, który macie obejrzeć. Jak delikatnie zaciska zęby. Jak gryzie skórki wokół paznokci mimo to, że co chwilę ganisz go za to. Możesz to zrobić milion razy. A on i tak spojrzy na Ciebie z rozbrajającym uśmiechem, wystawi język jak mały chłopiec, a Ty nie będziesz w stanie się złościć. Wręcz mimowolnie się zawstydzisz, spróbujesz się schować, ale on znajdzie Cię wszędzie. Nie pokazuje tego, ale oboje o tym wiecie. Jedno za drugim stoi murem. Jedno za drugie wskoczy w ogień. Jedno broni drugiego. Taki nasz prywatny, mały gang.

W tej chwili, gdy leżę w pustym łóżku tęsknię. Dopiero był. Dopiero spychał z łóżka i kradł kołdrę. Tulił mocno przed snem i całował w czoło po przebudzeniu. Zaciskał palce na udzie i gryzł w ramię. Sprawdzał czy wszystko w porządku i dbał. Rozmawiał w nocy i milczał relaksując się. Dokarmiał i pilnował. Donosił kolejne kubki herbaty, wciskał na siłę żelki, ale zjadał ananasowe, bo wie, że nie lubię. Dolewał wina i masował plecy kiedy wracałam zmęczona z pracy. Całował po karku jednocześnie jeżdżąc palcami po biodrze. Zrozumienie. Tylko to widzę czytając to po raz kolejny.

Postanowiłam, że zrobię dla nas kolację, wyjątkową, z winem i muzyką w tle. Chciałam się postarać, mając nadzieję, że wszystko wyjdzie perfekcyjnie. Po wspólnych zakupach, przekomarzaniu się przy kasie i walce kto ma pchać wózek a kto nie. Ciekawe czy tak chętnie będziesz pchał w przyszłości wózek z dzieckiem! Pff nie! Śmiejąc się w głos ściągamy na siebie wzrok innych ludzi. Patrzą na nas jak na dziwaków, a my stoimy na środku sklepu patrząc się na siebie. Przyciąga mnie do siebie i całuje w czoło mała wariatka. Wracamy do domu trzymając się za ręce, grzeje mu dłonie. Zaczynam szykować kolacje, biorę nóż, deskę i działam. W pewnym momencie on słyszy mój pisk a ja odsuwam się szybko od blatu. Pyta co się stało, a ja pokazuje mu zakrwawioną rękę. Pierdółko.. Wkłada moją rękę pod wodę, owija papierem i sam kończy krojenie warzyw. Patrzę na niego jak ze skupieniem i dokładnością je kroi. Widzę jak napinają mu się mięśnie szczęki. To głód. Czuje zapach szykowanej kolacji, z niecierpliwością czekamy na moment wyciągnięcia posiłku z piekarnika i nałożenia go na talerze. Wtula się we mnie, popija wino, jest. Po prostu przy mnie jest. Ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele czasu dla siebie. Egzaminy, nauka do nich oraz praca pochłonęła większość wolnego czasu. Nadrabiamy w jeden dzień. Chcemy spędzić razem jak najwięcej czasu. Korzystamy, śmiejemy się, ucinamy sobie drzemki, oglądamy głupie filmy.

Kiedyś spytano mnie o definicję szczęścia. Nie umiałam odpowiedzieć, a w tej chwili już potrafię. Moją definicją jest on, śpiący, wtulony we mnie, cicho pochrapujący w środku nocy. Życzę każdemu tego szczęścia.

niedziela, 11 września 2016

#67

Czasami w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment kiedy czuje się osamotniony. Nagle pojawia się kilka problemów, które są ciężkie do zniesienia w pojedynkę. Z pozoru głupota jaką może być nuda, wolny dzień do zagospodarowania staje się powodem sporu, kością niezgody. Znam niewiele osób, które lubią być same. Większość z nas potrzebuje rozmowy, wyjścia na kawę, prostego pytania co dziś robisz, może gdzieś wyskoczymy? Niby proste pytanie, a w rzeczywistości nie ma komu go zadać. Człowiek zaczyna być traktowany jak powietrze przez najbliższych. Przyjaciele zaczynają się zamykać w swoich sprawach. Studia, praca, związek. To pochłania większość ich czasu, mimo młodego wieku są ogromnie zapracowani, brak im czasu nawet na krótką rozmowę telefoniczną. Prowadzi to nieuchronnie do oddalania, do zatracenia bliskich relacji. Jednostronne zainteresowanie i chęci na niewiele się zdaje jeśli od drugiej osoby się to odbija i pozostaje bez odpowiedzi. Przychodzi taki dzień, że już nie ma do kogo się zwrócić, nie ma do kogo zadzwonić, nie ma z kim się spotkać. Wszyscy są tak pochłonięci swoimi sprawami. A bo wiesz, mam trening. A bo wiesz już jestem umówiona na wieczór. Mam dziś dużo pracy. Wiesz, on przyjeżdża na weekend, muszę się przygotować. Co z tego, że przyjeżdża za dwa dni, a przyjaciółka już panikuje jakby był królową angielską. Co z tego, że jest weekend, a praca naprawdę nie ucieknie i można sobie pozwolić na dwie godziny przerwy w tym ciągłym biegu. Wyjazdy, spotkania, inni znajomi, a w tym całym pędzie zapominamy o osobach ważniejszych niż cała reszta. Przekonałam się nie raz, że dając komuś ramię do wypłakania, ucho do wygadania, serce do zrozumienia i pomocy trzeba być ostrożnym. Niektórzy lubią to wszystko wziąć i pieprznąć w kąt. Są tylko wtedy gdy sami potrzebują pomocy, kiedy są w sytuacji dla nich "krytycznej" . Lecz w chwili gdy my potrzebujemy tego ciepła, zrozumienia i odrobiny pomocy co zastajemy? Pustkę. Nagle nie ma nikogo. Nagle każdy ma swoje milion spraw, które wymagają natychmiastowego rozwiązania. Z biegiem czasu strony się zmieniają i znów znajdzie się dobrą dusza, która zrozumie, pomoże, poratuje kawą i ramieniem. Po jakimś czasie kolejna zmiana. Ale jest haczyk. Jeśli samemu nie zaczniemy działać, nie pozbędziemy się tego co nas niszczy, towarzystwa, które zamiast utrzymywać nas na powierzchni, wpycha nas na dno. Znajdź w sobie siłę, by sprzeciwić się w chwili gdy ktoś docenia Cię tylko od święta. Znajdź ludzi, którzy będą w stanie znaleźć dla Ciebie czas. Zajrzyj w głąb siebie, pomyśl czego potrzebujesz od drugiego człowieka i czy w ogóle go potrzebujesz.

W odpowiednim momencie pojawi się ktoś, kto spojrzy Ci głęboko w oczy, potrząśnie Tobą i sprawi, że uwierzysz w siebie. Pokochasz siebie. I zaczniesz żyć tak jak należy. Bez ograniczeń. Szczęśliwie.

piątek, 19 sierpnia 2016

#66

Upalna sobota czerwca.
Warszawa tętni życiem, studenckie imprezy dobiegają końca, zaczyna się sezon na imprezy plenerowe, w większości gwarantujące darmowe wejście, świetną zabawę i drogi alkohol, który każdego potrafi uderzyć po kieszeni. Z mojej strony pada propozycja. Impreza otwarta, dwa koncerty niesamowitych wykonawców, aż żal nie skorzystać. Nie pozostało nic innego jak ubrać się i ruszyć w drogę. Docieramy na miejsce, po wyjątkowo ciężkich bojach, walce o miejsce parkingowe, walczący z wysoką temperaturą i tłumem ludzi, który lgnie pod scenę. Dochodząc do terenu imprezy już słyszę pierwsze bity ulubionego artysty, śpiewam, tańczę w tłumie, porywam przyjaciółkę. Bawimy się przez kilka godzin, zmęczone wraz z towarzyszem wieczora wracamy lekko zmęczone. Z obstawą ląduje na przystanku autobusowym, grzecznie się żegnam i wsiadam do przepełnionego busa, w którym trwa walka o odrobinę powietrza w tą upalną noc. W drodze zastanawiam się czy on jest w domu. Idiotko, nie zastanawiaj się. NAPISZ. Nieśmiało pytam co robi, czy ma może ochotę wyjść na papierosa. Zdziwiony zgadza się na moją propozycję i dopytuje za ile będę. Minuta. Wysiadam z autobusu, trzęse się, w głowie mam myśl, że mieliśmy się spotkać dopiero następnego dnia. Podnosze wzrok, widzę jak idzie w moim kierunku bardzo szybkim krokiem, uśmiecha się tak jak chyba nigdy, idę szybciej w jego stronę, wpadam w jego ramiona, mocno się wtulam, a on zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku. Uśmiechamy się oboje, czuję jak łzy napływają mi do oczu. Próbuję się od niego lekko odsunąć, on szybko łapie moją twarz w dłonie i całuje mnie z całej siły. Czas staje w miejscu, przestaje się wszystko liczyć, znów jesteśmy tylko my. Nie puszczam go nawet na sekundę, przyciskam go do siebie, jego ręce wędrują pod moją kurtkę, gryzie mnie w wargę, otwieramy oczy, dostaje buziaka w nos Cześć nygusie łapie mnie za rękę i cieszy się jak dziecko, ja zresztą też. Zabiera mnie do mieszkania, daje mi pić, pozwala chwilę odpocząć. Patrzymy na siebie niemalże bez przerwy, uśmiechamy się jak małe dzieci na widok świątecznej paczki ze słodyczami. Przeciągamy to nasze spotkanie mimo to, ze następnego dnia znów się zobaczymy. Z mieszkania wychodzimy trzymając się za ręce, w windzie znów się do siebie przyklejamy. Z uśmiechem odstawia mnie do domu. Żegnamy się tak jak kiedyś, pod samymi drzwiami, wchodze po schodach i tradycyjnie odwracam się. Zamiast stać pod drzwiami stoi na najniższym schodku. Patrzy na mnie wyjątkowo smutnym wzrokiem. Próbuję cicho spytać co się dzieje, nie udaje mi się skończyć zdania, a już widzę łzę płynącą po jego policzku, kolejną i kolejną. Schodze do niego, biorę jego twarz w dłonie, proszę by spojrzał na mnie, dopytuje co się dzieje, sama jestem bliska płaczu.

Wtedy właśnie słyszę słowa, które odmieniają wszystko. Wywracają na nowo świat. Życie zaczyna się od nowa. Jesteś wszystkim i Cię kocham całym sercem.

niedziela, 22 maja 2016

#65

Może chciałabyś wpaść do mnie na weekend? Jak zwykle z uśmiechem odpowiadam, że tak, jasne. W środku bardzo się cieszę, że znów będziemy mogli spędzić trochę czasu razem. To jest wyjątkowy czas. Istniejemy wtedy w innym świecie, gdzie nie ma problemów, osób trzecich. Tylko ja, on i nasza kotka. Zamykamy się w czterech ścianach i żyjemy każdą chwilą. Przynajmniej tak to może wyglądać dla kogoś kto zerka przez dziurkę od klucza i próbuje zgadnąć jak długo jesteśmy parą. A to ci psikus. Nie jesteśmy parą. Ale jak to, mieszkasz z nim kilka dni, traktuje Cię tak a nie inaczej a Ty mówisz, że nie jesteście razem? No tak, właśnie tak jest. To w takim razie po co ten cyrk? Po to żeby zobaczyć jego uśmiech jak kładę się na łóżku. Po to żeby przebudzić się w środku nocy i dostać od niego buziaka, o którym i tak nie będzie rano pamiętał. Po to żeby móc spać z nim do południa. Po to żeby robić mu naleśniki na śniadanie, które jemy o 15. Po to żeby widzieć jak paraduje niemalże cały dzień w bokserkach po mieszkaniu. Po to żeby przez te kilka dni być ważną dla niego. Po to żeby widzieć pożądanie w jego oczach. Po to żeby czuć jego oddech na skórze. Po to żeby w nocy czuć jego ciało przy sobie. Po to żeby mógł zasypiać spokojnie tuląc mnie do siebie. Po to żeby być pierwszą osobą, którą widzi po przebudzeniu i ostatnią, na którą patrzy zanim zaśnie. Mogłabym wymieniać bez końca. Ale nie muszę. Brakuje mi go, to prawda, dlatego wykorzystuje takie sytuacje, cieszę się każdą sekundą, którą mogę z nim spędzić. Standardowo, po takich przyjemnych, wspólnych weekendach ciężko się rozstać, przynajmniej mi. Zamykając drzwi od mieszkania już robi mi się przykro, idę z myślą, że nie wiem kiedy go znów zobaczę. Ale trudno, taka była decyzja i kolej rzeczy, że się rozstajemy, a to, że nie potrafimy się rozstać na amen to zupełnie inna bajka, może ona ma dobre zakończenie.

I tak mijają kolejne dni, tygodnie, miesiące. Pojedyncze spotkania, które nie są koleżeńskie. Spojrzenia, które nie są przelotne. Dotyk, który zawsze coś znaczy. I uśmiech, który daje tyle szczęścia co narkotyk dla uzależnionego na głodzie.

środa, 13 kwietnia 2016

#64

Dźwięk wiadomości, migająca dioda, cicha wibracja. Masz jutro czas? Choćbym nie wiem co miała zaplanowane tego dnia to wszystko bym odwołała. Pytam o co chodzi, dość długo się nie widzieliśmy. Chcesz przyjechać na obiad? Chętnie się zgadzam i wiem, że mimo ostatniego potknięcia do spotkania z nim na mojej twarzy będzie gościł uśmiech. Ustaliliśmy wszystko, co dokładnie zrobimy do jedzenia, co będziemy pić i jak spędzimy czas. Razem. To dziwne, ponieważ razem już jednak nie jesteśmy. No wy to się po prostu nie umiecie rozstać. Najwidoczniej nie umiemy. Chociaż może nie chcemy?

Dojeżdżam do niego, wchodzę na górę i dzwonie do drzwi. Po chwili drzwi się uchylają, wchodzę do środka i go widzę, owiniętego jedynie ręcznikiem na wysokości bioder. Czuję przechodzący mnie dreszcz, ciepło, które rozchodzi się po moim ciele. Odganiam wszystko na bok, zadowolona uśmiecham się i podchodzę żeby się przywitać. Całuje mnie lekko w usta i odsuwa się żebym mogła wejść do pokoju. Siadam na krawędzi łóżka, on kładzie się za mną. Rozmawiamy przez dłuższy czas, śmiejemy się, bawimy z naszą kotką. W końcu on zaczyna mnie łaskotać, wbija mi palce w ciało, widzę jak mu błyszczą oczy, znam dobrze ten blask. Przyciąga mnie do siebie, układa odpowiednio żeby on mógł się wtulać w moją szyję, a ja żebym była dopasowana biodrami do jego bioder. Owija mnie rękami i nogami, przyciska do siebie. Nie puszczę Cię teraz. Radość nie do opisania, niby nic, a tak ucieszyło. Leżę wygodnie z uśmiechem na ustach, z nim przyklejonym do mojego ciała, całuje mnie po szyi i ramieniu, ja w zamian gryze jego dłoń. Czuję, że zaczyna mocniej napierać na mnie, wiem dobrze o co mu chodzi i pytam czy nie idzie się kąpać. Tak, pod warunkiem, że pójdziesz ze mną. Odwracam się, on zaczyna mnie całować, delikatnie i spokojnie, ale jego ręka zaciśnięta na moim udzie zdradza coś innego.. Odruchowo zaczynam się ocierać o jego ciało, w końcu ląduje po nim, nachyla się tuż przy moim uchu wiesz, że zaraz z Ciebie wszystko zerwę? Już życzę powodzenia.. W końcu prosi żebyśmy poszli do łazienki, napuszcza ciepłą wodę do wanny, ja siadam obok, on zanurza się w wodzie. Po dłuższej wymianie spojrzeń, uśmiechów zostaje przez niego ochlapana. Moja radość przechodzi do niego, zaś u mnie na jej miejscu pojawia się złość. Tłumaczę mu, że jak będzie na mnie chlapał to chcąc nie chcąc będę musiała się rozebrać.. W odpowiedzi dostaje jego najpiękniejszy uśmiech, podniesioną brew dla mnie bomba, a wejdziesz sama do wanny czy mam Ci pomóc, z tym, że ja Cię wrzucę w ubraniu.. Znów silne dreszcze oraz zaciskające się mięśnie. Będę twarda, odmawiam i siedzę grzecznie patrząc na niego z ledwo widocznym uśmiechem. Wiem, że zdradzają mnie dołeczki, on też to wie. Przygryza ciągle wargę doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Wstaje i chce wyjść z łazienki, ale on łapie mnie mocno za nadgarstek dokąd się wybierasz? Tłumaczę, że mam mokre spodnie i nie będę w nich siedzieć. Zdejmij je tu. Cwaniak.. Ciągnie mnie w dół, łapie mocno za włosy i całuje bardzo zachłannie, jednocześnie wciągając mnie do wanny. W ostatniej chwili opieram się do ściany żeby nie wpaść do wody, całuje go w czoło, nos, usta i wychodzę z łazienki. Ściągam spodnie, siadam na kanapie, po chwili słyszę krzyk weź papierosy i chodź do mnie. Z uśmiechem idę do łazienki, staje w drzwiach i widzę jego uśmiech. Nic więcej mi mnie potrzeba, siadam obok, podaję mu papierosa, odpalam. Mokrą ręką głaszcze mnie po nodze. Na pewno nie chcesz wejść do wanny? W końcu się zgadzam. Zmieniamy się miejscami, ja wchodzę do przyjemnie ciepłej wody, jak to ja, zapominam o całym świecie. I o tym, że on siedzi obok, wpatrzony we mnie. Uśmiech za uśmiech. Spojrzenie za spojrzenie. Iskra za iskrę. Dotyk za dotyk. Zamykam oczy, on trzyma mnie za rękę, oboje zasypiamy.

To było jedno z nielicznych spotkań po rozstaniu. Żadne nic nie zepsuło. A czy naprawi?

czwartek, 24 marca 2016

#63

Jeden prosty telefon. Przyjeżdżajcie, pijemy. Piątkowy wieczór, chłodny, gwieździsty i pełen wrażeń. Docieramy na miejsce, dwie na dwóch, szybko idziemy do sklepu po proste czasoumilacze wysokoprocentowe. Na osiedlu rozbrzmiewa nasz śmiech, obie doskonale wiemy, że patrzą na nas we dwóch. Nie jak na naiwne małolaty, które czekają na to, by je wykorzystać. Ale patrzą na nas jak na kobiety idealne mimo to, że takie nie jesteśmy. Dla jednego jest to blond anioł, dla drugiego buntownicza księżniczka. Obie warte uwagi, poświęcenia i wszystkiego co najlepsze. Wchodzimy do mieszkania, prosimy panów o otwarcie wina cudem zdobytym korkociągiem, nalewam nam do szklanek, pijemy za nasze drugie, miłe spotkanie we czwórkę. Niestety my rozmawiamy na swoje tematy, panowie na swoje tematy, w końcu znajdujemy wspólny temat, zaczynają się zabawne historie, dowcipy, przelotny dotyk, długie spojrzenia. W końcu kończy się wino, zostaje wysłana z obstawą do sklepu, moja damska druga połówka zostaje sam na sam z diabłem, proszę ją dyskretnie żeby było grzecznie. Tak, tak, idź już, będę grzeczna, przecież zaraz wrócisz. Wychodzę z mieszkania, od razu zostaje złapana za rękę, w środku skacze z radości, z zewnątrz nie pokazuje zbyt wiele po sobie. Kupujemy kolejną butelke wina, trzy cytrynki i wracamy do mieszkania. Tuż przed wejściem ku jego zaskoczeniu odwracam się i całuję go szybko i lekko w usta. Widzę jego zaskoczenie, ale tylko się uśmiecham i wchodzę do mieszkania. Widzę kątem oka, że druga para poległa na łóżku i świetnie się bawią bez nas, lecz nie potrafię im nie przeszkodzić. Otwieramy kolejną butelkę, korkociągiem rozcinamy cytrynę, alkohol zagryzamy ciastkami owsianymi i cytryną. Sama muszę już uciekać, zostawiam ją w jego rękach obawiając się czy wszystko będzie w porządku.. Wychodzę z mieszkania, wsiadam z nim do samochodu. Widzę, że jest smutny. Wie co za chwilę nas czeka. Zatrzymuje samochód pod moim domem. Łapie mnie za rękę, całuje i przytula mnie do siebie. Prosi żebym napisała jak wejdę do mieszkania i całuje mnie w czoło. Czuję się bezpiecznie, ale jest mi przykro, że muszę go zostawić samego. Wychodzę szybko z samochodu i uciekam do siebie. W domu podziwiam pięknego kwiatka, którego dostałam. W głowie słyszę tylko głos mojej ptaszyny dostałaś kwiatka suko, znowu! Śmieje się i w mgnieniu oka zasypiam, tak naprawdę pokonał mnie alkohol. Nieświadomie usypiam z jedną myślą w głowie, czy z nią wszystko w porządku.. 

Ciężki poranek dnia następnego.

Budzę się w pustym mieszkaniu, nerwowo podrywam się z łóżka i szukam telefonu. Biorę go do ręki, widzę kilka nieodebranych połączeń, wiadomości, ale szukam tej jednej, od niej. Nie znajduje nic więc sama pisze żeby się dowiedzieć czy wszystko z nią w porządku. Tak, wszystko Ci zaraz powiem. I już wiem, że nie skończyło się to najlepiej. Zaczynam się zastanawiać jak daleko zaszli, czy doszło do czegoś konkretnego, boję się o nią jak o własne dziecko. W końcu dostaje wyjaśnienie od mojej szczęśliwej kobiety. Nerwowo opowiada mi o tej jednej, wyjątkowej nocy zalanej wódką. Wspomniała o stanowczym łapaniu za włosy, o wbijaniu palców w drżące ciało, o tym gorącym oddechu lądującym na jej skórze podczas całowania każdego centymetra, muskania językiem i ustami. O oczach, czarnych oczach, w których widziała pożądanie. O dociskaniu całym ciałem do łóżka, które w końcu połamali. Dotykaniu tych zakazanych miejsc, które dla kogoś są niczym, a dla niej są jak temat tabu, są granicą, której nikt nie może przekroczyć, jednak przy nim poczuła się na tyle pewnie i bezpiecznie, że mu pozwoliła na więcej, ale nie na wszystko. Zostawiła mu ten niedosyt, najgorszy na świecie. Wiesz jakie ja miałam kołtuny na głowie od tego ciągłego szarpania?! Oj tak słonko, coś o tym wiem, pamiętaj, że te pierwsze przygody są najlepsze, dbaj o to, by pozostały przyjemnymi wspomnieniami. I on i ona, nieświadomie chcieli więcej, dłużej, mocniej, intensywniej. Ale lepiej przerwać i zostawić niedosyt, niż wszystko oddać za jednym zamachem.

Przychodzi taki moment w życiu, który sprawia, że chcesz każdego dnia wstawać, żyć i szukać niecierpliwie szczęścia w prostych rzeczach. A wraz z tym momentem przychodzi odpowiednia osoba, która wywraca Ci wszystko do góry nogami. I dla skołtunionych włosów i pogryzionej szyi warto żyć i warto czekać.

niedziela, 13 marca 2016

#62

Pierwsze spotkanie. Ale jak to? Chciałbym Cię zaprosić na randkę piękna. Randka. Najprawdziwsza z prawdziwych. Zgadzam się. Zestresowani jak dwoje nastolatków. Miejsce ustalone. Godzina ustalona. Neutralny grunt. Prosił żebym się nie stroiła, żebym ubrała się tak jak ubieram się na codzień. Mimo to pięć razy się przebierałam w mieszkaniu, za każdym razem coś mi nie pasowało. Chciałam na nim zrobić wrażenie, jak każda kobieta na nowo poznanym mężczyźnie. Czuję po chwili wibracje telefonu. Będę czekał na Ciebie na przystanku. Serce zaczyna bić szybciej. Pytam gdzie jest licząc na to, że mam jeszcze trochę czasu. No jak mam być szczery to już czekam na Ciebie.. Jezu..  Ubieram się w pośpiechu w za dużą koszulkę, wciągam spodnie na tyłek, wsuwam na nogi ulubione buty, owijam się ciepłym szalikiem i wybiegam z mieszkania, byle tylko nie musiał za długo czekać na mnie. Droga, którą normalnie pokonuje się w mgnieniu oka nagle stała się podróżą bez końca.. Złośliwe, czerwone światła na każdym kroku, wolna jazda, no jest cudownie. Ale, ale.. Jak się z nim przywitać? Jak się zachowywać? Od razu się otworzyć czy troszkę poudawać nieśmiałą i skrytą? Z natłoku myśli wyrywa mnie wiadomość gdzie jesteś? Dojeżdżam, już go chyba nawet widzę. Przez chwilę widzę jak mnie wypatruje, zastanawiam się co teraz mu siedzi w głowie. Otwierają się drzwi autobusu, od razu z niego wychodzę, podnoszę wzrok i od razu napotykam jego oczy, z daleka mnie przyciągają. Im bliżej  jestem tym szerszy uśmiech był i u mnie i u niego. W końcu witamy się krótkim, koleżeńskim buziakiem w policzek, a po chwili zostaje zamknięta w jego objęciach. Czas na chwile się zatrzymał, biorę głęboki wdech, zapamiętuje ten zapach, uśmiecham się ciągle i słyszę tylko jego szept obiecałem Ci, że Cię od razu przytulę. Decydujemy się na spacer, ale po pięciu minutach jesteśmy zmuszeni przenieść się gdzieś, deszcz nie chciał żebyśmy spacerowali we dwoje. Lądujemy w restauracji pod złotymi łukami, siadamy na przeciwko siebie, wszystko wokół znika, zostaliśmy tylko my i potok słów. Zaczynamy rozmawiać niczym wieloletni przyjaciele. Gdy tylko na chwilę odwracam wzrok to czuję, że jego oczy ciągle spoczywają na mnie. W pewnej chwili zerkam prosto w jego oczy, dzikie oczy, które mnie złapały na tyle mocno, że nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Po prostu patrzyliśmy na siebie. Długo. Pierwsza odwróciłam wzrok, zawstydzona, emanująca nieśmiałością I delikatnością. Wiem, że niedługo będziemy musieli się pożegnać, a jak wszyscy wiemy, że to właśnie pożegnania są najtrudniejsze.. 

Wychodzimy na zewnątrz, po deszczu zostały tylko kałuże, powietrze stało się lżejsze, bardziej rześkie. Odprowadza mnie na przystanek. Przypomina mi, że coś mi się jeszcze należy. Tłumacze, że już mnie przytulił, chyba więcej nie chciałam. Udaje, że w dalszym ciągu nie wiem o co mu chodzi. Miałaś dostać buzi, tylko pytanie gdzie i kiedy? Kręcę głową myśląc, że tego nie zrobi. Miejsce wybiera sam, a ja w tamtej chwili właśnie tego chciałam i potrzebowałam. Przysunął się do mnie, spojrzał na moje usta, potem w oczy i znów przeniósł wzrok na moje usta, dłoń położył na moim biodrze, lekko przyciągnął do siebie i pocałował. Delikatnie, z wyczuciem, po chwili dając mi do zrozumienia, że to dopiero początek. Odwracam lekko głowę, uśmiechamy się oboje jak po solidnej porcji głupiego Jasia. Dostaje buziaka w czoło i wtulam się w niego, chłonąc jego zapach, wiedząc, że długo go mogę nie poczuć. Czuję się malutka przy nim, ale bezpieczna. Wiem, że zaraz musze wsiąść do autobusu. Ani on tego nie chce ani ja. Uśmiech znika na chwile, pojawia się smutek, a jego usta szybko i sprawnie odnajdują moje. Nogi odmawiają posłuszeństwa, kości zastępuje wata, on jednak mnie podtrzymuje i prosi, żebym poszła, bo inaczej mnie nigdy nie puści. Uśmiechamy się do siebie i wsiadam do autobusu. Widzę to spojrzenie, które dociera do każdej komórki mojego ciała. Uśmiecham się i zawstydzona chowam się za szalikiem, macham mu i tuż przed zamknięciem się drzwi przesyłam całusa, którego on chowa do kieszeni na torsie. Autobus rusza, on odchodzi, a uśmiechy jak były tak zostały..

Odjeżdżamy, każde w swoją stronę. Każde z uśmiechem. I nadzieją. Szczęśliwe. Nic się nie zdarzy dwa razy. Korzystaj. Ryzykuj. I pij szampana nad brzegiem jeziora.