niedziela, 22 listopada 2015

#59

01.10.2015r.
Na świat przychodzi nasze największe i najpiękniejsze szczęście. Szarooka piękność, oczko w głowie rodziców, towarzysz dnia codziennego, córeczka. Wywróciła nasze życie do góry nogami, całą naszą uwagę skupia na sobie, domaga się, by ciągle przy niej być, a my z chęcią to robimy mimo to, że czasami daje nam w kość.. Maleństwo, które zbliżyło nas jak nic innego na świecie. Zaczęło się oczekiwanie, aż będziemy we trójkę w domu. Razem. Nasza mała rodzinka. Po miesiącu czekania, maleństwo zapakowane, otulone z każdej strony, w domu wszystko naszykowane na jej przyjście. Oboje z dumą wracamy do domu, szczęśliwi jak nigdy, zakochani w sobie i w niej samej. Widzę te małe oczka, hipnotyzujące, przeszywające na wskroś, zdobywające serce. Spojrzenie, od którego nie ma ucieczki.

Nasza mała kotka!

środa, 11 listopada 2015

#58

02.11.2015r. - 2 rocznica, godzina bliżej nieokreślona.

Na stole stoi butelka wina, mojego ulubionego, pusta. W dłoni trzymam kieliszek wypełniony niemalże po brzegi winem. Wiem, że w kuchni stoi jeszcze jedna butelka. Na dole jest sklep, najwyżej skończę po więcej jak będzie trzeba. A chyba będzie taka potrzeba. Na stole mam komputer, a na nim wyświetlone nasze zdjęcie, jedno z niewielu. Uchwyceni w tańcu, delikatnym, powolnym, bo przecież oboje nie umiemy tańczyć. Stoję tyłem, a na ekranie wręcz błyszczy jego uśmiech. Patrząc na to  uśmiecham się delikatnie, a po policzku spływa kolejna łza. Wycieram ją szybko i pociągam spory łyk wina. Już zapomniałam jakie jest dobre. Tak, siedzę sama, światło zgaszone w całym mieszkaniu, tylko komputer lekko rozświetla moją twarz. Przeglądam zdjęcia dalej, jest ich mnóstwo, a pośród nich tak mało nas. Tak jak i tej nocy. Nie było nas wcale. Byłam tylko ja. Odstawiam wino i zarzucam na siebie kurtkę, zamykam za sobą drzwi i wychodzę z domu, wchodzę w ciemność, zerkam na telefon, godzina 1.42 w nocy. Wyciągam papierosa, rozpalam i zaciągam się mocno patrząc w granatowe niebo. Gdzieś słyszę jadące samochody, gdzieś szczekanie psa. I wewnętrzny płacz, który rozdziera mnie z całych sił. Kończę papierosa i zapalam kolejnego. Wracam do domu, jest już 2. Patrzę na puste łóżko i ściska mnie w żołądku. Powinien tu być. Patrzeć na mnie. Tulić mnie do snu. Ale jest w pracy. Stając przed lustrem w łazience widzę swoje zaczerwienione oczy, ślady po łzach i rozmazaną szminkę. Rozbieram się i patrze na siebie. Zastanawiam się co we mnie widzi. Odruchowo łapie się za brzuch. Ostatnio często spoczywały na nim jego ręce. Wchodzę do wanny, odprężam się i nie myślę o tym co się dzieje. Gdy trafiam do łóżka jest już bardzo późno..

Następny dzień -  ciężki poranek.

Pierwsze co robię po przebudzeniu to sprawdzenie telefonu. Jedna zaległa wiadomość, dostarczona w chwili gdy się obudziłam. Jestem w domu maleństwo. Uśmiecham się, do oczu napływają łzy, a w głowie łupie coraz mocniej. Kładę się i zasypiam z myślą, że jest obok.

Kilka dni później leżę obok niego, ugłaskana i skulona, szczęśliwa i wreszcie spokojna, kochana i odprężona. Chcę żeby było tak zawsze. Nic nie jest idealne.

wtorek, 15 września 2015

#57

Środek nocy, wiercę się w łóżku, mój pokój co jakiś czas rozświetla mocny błysk piorunów, chwile po tym huk rozbrzmiewa w całym mieszkaniu. Otulam się kocem, zaciskam powieki, zwijam się w kłębek i myślę, czemu nie jestem teraz przy nim. Czemu nie mogę przez chwile popatrzeć jak śpi, jak spokojnie oddycha, czemu nie mogę poczuć jak mnie przyciąga do siebie przez sen w chwili gdy chce wstać z łóżka bądź się trochę odsunąć. Nawet przez sen mi na to nie pozwala. Kurczowo trzyma mnie w objęciach, a ja jestem w stanie się tylko uśmiechnąć, pocałować jego rozgrzany tors i wtulić się w niego. Słyszę grzmot i nakrywam się kocem. W myślach mam tylko jego oczy. Przywołuje go w jakiś sposób i po chwili otrzymuje wiadomość od niegk. Uśmiecham się i w pokoju znów robi się jasno. Nienawidzę burzy. Zerkam na telefon "Kociaku, nie mogę spać." Zaczynamy rozmawiać. Mijają kolejne minuty, godzina. W trakcie rozmowy proponuje mi spotkanie. W środku nocy. Zaczynam się śmiać, on także. Proszę żeby przyjechał rano. I zasypiam. Śpię spokojnie, mając wrażenie, że on leży obok, głaszcze mnie delikatnie po ramieniu. Otwieram oczy i widzę pusty pokój. Cisza wokół. Idę do łazienki, patrzę w lustro, uśmiecham się sama do siebie, ładnie dziś wyglądam. Słyszę dźwięk wiadomości, lecę po telefon a na wyświetlaczu pokazuje się pytanie "Jesteś już gotowa? Czekam" Dzwonie i pytam gdzie jest. "no jak to gdzie, na dole kochanie" Jeszcze raz zerknełam w lustro, poczochrana wiedźma, z sińcami pod oczami..  Szybkie spojrzenie na godzinę - 12.. Pięknie, nie dziwi mnie to, że już jest. Proszę by wszedł na górę. Puka do drzwi, otwieram je i się za nimi chowam. On powoli zamyka drzwi i widzi mnie, w jego sweterku, w lokach. Taką jaką mnie kocha najbardziej. Przytula się do mnie bardzo mocno, nie zamierza puszczać.

Żałuję, że mnie tak długo nie było. Brakowało mi tego miejsca. Wracam znów. Duże zmiany w życiu, nowy etap, jeden z ważniejszych. Ktoś zgadnie? :) 

poniedziałek, 27 lipca 2015

#55

Któryś piątek tego roku. Czas na imprezę. Idziecie we dwoje prawda? No niestety nie. Grupa znajomych, przyjaciółka, ukochany w domu. Szybki drink z przyjaciółką podczas przygotowań, szybkie poprawienie makijażu, okej, ruszamy. Mijamy tłumy ludzi w metrze, nie ma co się dziwić, piątkowy wieczór. Docieramy na miejsce, szukamy odpowiedniego bloku i mieszkania. Jest, znalezione, czas wejść do miejsca, które wiele zmieniło w moim życiu. A dokładniej to, co się tam wydarzyło. Pierwsze piwo, drinki, coraz więcej osób, kolejne piwo, drinki, wódka. Powoli kręci mi się w głowie, robię się senna, pisze do niego, pytam jak się czuje, wyczuwam, że jest zły, że jestem gdzieś daleko, sama, bez niego. Nie byłam bezpieczna. I on się o tym w końcu dowiedział. Przestałam się odzywać, przyjaciółka wyciągnęła mnie na balkon. Stał się on dla mnie miejscem magicznym. Miejscem szczerym, prawdziwym i jedynym bezpiecznym pomieszczeniem. Usłyszałam tylko nic nie mów, po prostu mnie wysłuchaj. Siedziałam prawie bez ruchu przez godzinę, nie wypowiedziałam ani jednego słowa, w głowie miałam ich milion. Jedyne co byłam w stanie zrobić to podnosić butelkę z piwem do ust. Mogłam ocierać łzy, które płynęły strumieniami z moich oczu. W jej głosie słyszałam ogromne cierpienie, wiedziałam, że płaczemy obie. Chciałam złapać ją za rękę, dodać jej otuchy w tym wszystkim. Siedziała prosto, patrząc przed siebie, w ręku trzymała kieliszek. Wyglądałyśmy jak roboty, nieruchome, wpatrzone w jeden punkt. To była godzina, która całkowicie zmieniła moje podejście do niej. Innym razem powiem o tym dokładniej. Wyszłam z balkonu, złapałam za telefon i napisałam do niego chce do Ciebie, nie chce już tu być. Nie czułam się bezpieczna, chciałam jak najszybciej znaleźć się u niego.

Wróciłam z przyjaciółką do jej mieszkania, zobaczyłam go pod drzwiami i moje serce zamarło. Nie sądziłam, że przyjedzie. Spojrzałam na zegarek. 5.20.. Nie mogłam uwierzyć, że jest przy mnie, trzyma mnie kurczowo za rękę i zabiera mnie do domu. Przez całą drogę przechodziły go dreszcze, zmarzł czekając na mnie, był to bardzo chłodny poranek. Docieramy do domu, widzę jego spojrzenie, znam je doskonale, wiem czego chce ode mnie. Proszę go żeby się położył do łóżka i poczekał na mnie, a sama poszłam do łazienki zmyć resztki makijażu. Zmyłam z siebie wszystko, rozmazany tusz, czerwoną szminkę, której nigdy wcześniej nie używałam oraz cały smutek i poczucie winy. Weszłam do pokoju i zobaczyłam go leżącego z zamkniętymi oczami, przykrytego kołdrą po same uszy. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam obok niego. Otworzył oczy, uśmiechnął się i przygryzł dolną wargę. Chodź kociaku, we dwoje szybciej się zagrzejemy. Po chwili leżałam w jego objęciach, patrzyłam się w ścianę, nie mogłam zasnąć po tym wszystkim.. Maleństwo, śpisz? Odwróciłam się do niego i usmiechnęłam. Cmoknął mnie w nos. Dobrze, że tu jesteś, że nic Ci już nie grozi. Przy nim zawsze i wszędzie jestem bezpieczna. Ważne by był obok. Leżeliśmy tak wpatrzeni w siebie przez dłuższą chwilę. Dalej mi zimno wiesz? Wystarczyło, że dostrzegłam zmienione spojrzenie, te iskierki, po chwili już siedziałam na nim, rozkoszując się bliskością jego ciała oraz naszym porankiem. Zasnęliśmy zmęczeni porannymi zabawami. Przebudziłam się przed 10, spojrzałam na niego i napotkałam jego bystre oczy. Spytałam czemu już nie śpi, oboje byliśmy wykończeni a spaliśmy tylko dwie godziny. Lubię na Ciebie patrzeć skarbie. Uśmiecham się, a on całuje mnie w czoło, nos, usta i w szyję, zaczyna mnie drażnić i znów zaczyna zabawę.

To był najwspanialszy poranek, który mogliśmy spędzić razem. Był krótki lecz ważny. Pamiętaj, uwielbiam te śniadania o 12 z Tobą.

środa, 22 lipca 2015

#54

Dziś rano dostałam wiadomość, że bliski kolega mojego brata zginął w wypadku. Pierwszy raz widzę mojego brata załamanego, smutnego. Mimo to, że nie znałam tego chłopaka jest mi smutno. Zginął niewinny człowiek, wracał z pracy. I zginął. Codziennie słyszy się o wypadkach, w których giną ludzie. A to ktoś utonął, a to ktoś został śmiertelnie potrącony na ulicy.. Moje słowa kieruje do was, chciałabym wam coś uświadomić. Mianowicie to, że należy korzystać z każdego dnia, każdej godziny i minuty. Jeśli mamy możliwość spotkania się z kimś ważnym dla nas, spędzenia wspólnie czasu nie wymigujmy się brakiem czasu, zbyt dużą ilością zajęć. Korzystajmy z takich chwil, bo nigdy nie wiadomo kiedy dana chwila z tą właśnie osobą może być naszą ostatnią spędzoną razem. Cieszmy się każdym dniem, korzystajmy z nich do ostatniej sekundy, róbmy to, co sprawia nam przyjemność i spełniajmy swoje marzenia i walczmy o nie. Obierajmy coraz to lepsze cele i dążmy do nich. Dbajmy o to, co mamy i nie narzekajmy na wszystko dookoła, nauczmy się doceniać małe rzeczy, proste. Miejmy czyste i dobre serca. Nigdy nie wiadomo kiedy będziemy musieli się pożegnać..

piątek, 3 lipca 2015

#53

Brak mi Cię. Coraz bardziej. Z każdą kolejną chwilą. Nie wiem nawet co robić. Środek nocy. Oboje się gdzieś włóczymy.. Każde z osobna. Nie wiadomo gdzie. Ja szukam Ciebie. Ty się ukrywasz. Ja krzyczę. Ty milczysz. Ja siadam z bezsilności na środku, pomiędzy czymś a czymś. A Ciebie wciąż nie ma. Rozglądam się, wypatruje, na próżno. Wchodzę do mieszkania, nie zapalam światła, biorę jedynie butelkę wina z kuchni. Siadam na krześle, włączam komputer i szukam. Czego? Nie, nie Ciebie.. Szukam czegoś, co pomoże mi się oderwać. Czegoś, co wywoła inne emocje niż smutek, żal, przygnębienie, poczucie winy.. Wybór padł na film "Gwiazd naszych wina" w tej chwili wiem, że to był jeden z gorszych wyborów.. Smutek zwalczać smutkiem? Złe połączenie. Ale cóż, film uruchomiony. Pierwszy łyk wina spływa powoli po moim gardle, przymykam oczy, czuje delikatny dotyk na ręku. Otwieram oczy i widzę kotkę, moją małą kotkę, ocierającą się o moją dłoń. Wciąż mając zamknięte oczy pociągam kolejny łyk wina, w głowie odtwarzam pewne spotkanie, na którym chwile po tym jak weszłam do Twojego mieszkania Ty wziąłeś mnie na ręce i powiedziałeś, że cieszysz się, że masz przy sobie taką piękność. Zawstydzają mnie Twoje słowa. Za każdym razem. Brak mi ich. Brak mi Ciebie. Oglądam film, nawet nie wiem kiedy mija półtorej godziny. Po winie nie ma śladu. Za to pojawiło się mnóstwo śladów po łzach, które znaczyły jak blizny moja twarz. W chwili gdy główna bohaterka zaczyna przemowę nie mogę użyć wytrzymać. Zatrzymuje film, kładę się na łóżku i płacze. Cichutko. Tęsknię coraz bardziej. Still waiting for a little green light.

Czekam.

#52

Ja niedługo wychodzę. No tak, wychodzi. Sam. Informuje mnie jak zwykle kilka minut przed wyjściem, wręcz w biegu mówi o tym gdzie i z kim idzie. Kończy swoją wypowiedź krótkim nie wiem kiedy wrócę. W tej samej chwili dociera do mnie, że czeka mnie dziś długa noc, podczas której z pewnością przeczytam długą książkę i przesłucham mnóstwo piosenek. Wielokrotnie zastanawiało mnie to, dlaczego jego koledzy potrafią na takie spontaniczne wyjścia z kolegami potrafią zabierać swoje dziewczyny. Nie chodzi tu o każde spotkanie, które organizują. Ale od czasu do czasu na typowym męskim spotkaniu pojawia się dziewczyna jednego z panów. Nie wiadomo po co i z jakiej racji. Może po prostu jej mężczyzna chce mieć ją blisko.  Może dlatego, że jej się nie wstydzi i wie, że może się z nią pokazać w każdym towarzystwie. Za każdym razem dziwią mnie takie sytuacje, gdy dziewczyna ląduje na męskim spotkaniu przy boku swojego mężczyzny. Ktoś mógłby spytać dlaczego Cię to dziwi. Może dlatego, że sama nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam? Nigdy nie zostałam zaproszona na jakieś spotkanie z jego znajomymi. Za każdym razem szedł sam, nawet nie pytał czy miałabym ochotę wybrać się gdzieś z nim. Czasami chciałabym powiedzieć ej, ja też tu jestem, może pójdziemy razem? Ale jednak nie chce się wpierdalać pomiędzy wódkę a zakąskę. Byłabym niczym piąte koło u wozu. Wole siedzieć gdzieś cicho z tyłu, nie wychylając się i grzecznie przytakując gdy on wychodzi prawie bez słowa. Nie pozostaje mi wtedy nic innego jak się go posłuchać. Masz się zająć sobą. Taa jest....  Zadziwiające jest też to, że prawie za każdym razem gdy nadchodzi czas wyjścia z kolegami jest niezwykle zadowolony i podekscytowany. Nie zrozumcie mnie źle, ja go nie chce ograniczać i tego nie robię, niech lata z kolegami. Ale niech przy tym nie zapomina o mnie. O tym, że ktoś siedzi całą noc i myśli o tym czy wrócił bezpiecznie do domu. O tym, że ktoś czeka na niego. Mogłabym tak wymieniać dalej. Ale nie chce. To trochę boli.

Dziwnym zjawiskiem jest to, że gdy dziewczyna wychodzi z koleżankami już jest podejrzewana o najgorsze. To kobiety zawsze po takich wieczornych wypadach wracają pijane, ledwo trzymające się na nogach...  No dobra, może czasem. A panowie? No tak, oni wracają następnego dnia nad ranem w opłakanym stanie, niczym zbite psy wyją pod drzwiami, a gdy już ich się wypuści to wyją dalej tylko po to, żeby ich wpuścić do łóżka, podrapać po plecach i utulić chodzącą gorzelnie do snu. Niektóre kobiety na to narzekają, że nie lubią tego robić, że nie lubią niańczyć facetów? A oni? Przypomnijmy sobie jak oni się zachowują gdy my mamy "te dni". Uważają na słowa, znoszą nasze humory, nadskakują nam przynosząc leki przeciwbólowe oraz kolejne butelki wina bądź tabliczki czekolady. A my marudzimy jak trzeba przynieść butelkę wody rano i tabletkę na kaca? Rada jest w tej sytuacji jedna. Tolerujmy siebie wzajemnie oraz swoje zachowania, bez względu na wszystko. Wyszło coś na wzór pointy? Może..

Patrząc na ten tekst nasuwa mi się pewien wniosek. Róbmy mniej osobno, a więcej razem. Lepsze kilka piw wypitych razem niż jedno wypite w samotności. Wasze zdrowie gwiazdki.

wtorek, 23 czerwca 2015

#56

Dziś Twoje święto. Mam nadzieję, że w tym wyjątkowym dniu będziesz szczęśliwa. Rozpoczynasz kolejny rok, który będzie dla Ciebie bardzo ważny. Zaczynasz nowy etap w swoim życiu. Przyszedł czas na zmiany te małe i te większe. Czas na realizację nowych celów życiowych. Czas wyborów i ciężkich decyzji. Czas poznawania i odkrywania zarówno ludzi jak i świata. Mimo tak krótkiego czasu zdążyłam Cię dobrze poznać. Wiem co lubisz a czego nie, co Ci imponuje a co drażni, kto jest tym ideałem a kto nie dorasta mu do pięt. Wiem, że nie wyjdziesz z domu bez zdrowego jedzenia w torbie i butelki wody. Nie rozstajesz się z telefonem i wariujesz jak nie możesz iść do kretowni przez ból pleców. Nie trawisz Wisły i nie lubisz nad nią chodzić. Masz w mieście swoje miejsca, zabierasz do nich różne osoby. Lubisz pić cappuccino, ale nie pogardzisz też whisky z colą od święta czy zimnym Aperolem. Masz wesołą rodzinę, dzięki której powstało wiele historii wartych opowiadania (pamiętaj o odblaskach). Jesteś piękna choć sama tego nie dostrzegasz, widzisz w sobie niedoskonałości, a zalety chowasz gdzieś w środku. Niejeden facet przechodząc obok Ciebie zwraca uwagę na Twoje oczy, Ty pewnie nie zauważyłaś a ja miałam okazję. Jesteś twardą kobietą z krwi i kości, chociaż czasem wychodzi z Ciebie mała dziewczynka, zagubiona w wielkim świecie i szukająca w głębi serca wsparcia i pomocy. A w rzeczywistości nie lubisz prosić o pomoc. Mogłabym wymieniać bez końca za co Cię cenię. Pisząc te słowa głównie do Ciebie mam przed oczami pewien zimny majowy wieczór. Balkon. Piwo i drink. Mnóstwo łez i jeszcze więcej szczerości. Na samą myśl o tym w moich oczach pojawiają się łzy. Przypominam sobie Twój ból, który był wywołany przez to męczące wspomnienie. Widziałam Cię dwa razy w takim stanie. I o dwa za dużo.. Ostatnimi czasy nie była obecna w Twoim życiu. Tamten dzień poruszył mały kamyk na szczycie góry lodowej. Zaczęły się częstsze kłótnie, wiele złych słów. Jest to okres, o którym obie chciałybyśmy zapomnieć. Ale się nie da. Żałuję, że nie jestem już tak blisko Ciebie ale jak sama powiedziałaś "może tak miało być" może. Tego nie wiem. Nie wiem już co się u Ciebie dzieje, jak się czujesz, jak Ci idzie na siłowni. Pamiętam jak kiedyś powiedziałaś, że nie masz gdzie spać. Nie wiedziałam co się z Tobą dzieje, nie wiedziałam gdzie i z kim jesteś. Po kilku dniach powiedziałaś prawdę. A ja przez te kilka dni myślałam tylko o tym żeby posiedzieć z Tobą dodając Ci otuchy. Korzystając z dzisiejszego święta chce Ci złożyć najserdeczniejsze życzenia, jak najwięcej sukcesów, spełnienia najskrytszych marzeń prac wytrwałości w dążeniu do celów, coraz to nowszych i poważniejszych. Życzę Ci abyś znalazła prawdziwych przyjaciół w swoim życiu i abyś właśnie ich się trzymała, nigdy nie wiadomo kiedy się przyda pomocna dłoń. Kocham Cię.

Wszystkiego najlepszego ptaszyno.

środa, 10 czerwca 2015

#51

Ostatnio moją uwagę przykuła pewna piosenka. A dokładniej słowa jej refrenu, które weszły mi wręcz w krew. Piosenka rozbrzmiewa juz kolejny dzień w słuchawkach, w każdym pokoju, do którego tylko wchodzę, towarzyszy mi w każdej chwili, nieprzerwanie, w myślach i głęboko w sercu. Ta piosenka zaczepiła się o drzazgę, która jest gdzieś we mnie. Jest to nowa drzazga, wcześniej jej nie było. Jest póki co mała, ale z każdym kolejnym dniem wbija się głębiej i zadaje coraz większy ból. Nie wiem jak ten ból załagodzić. Próbowałam zajadać, poszło to tylko na moją niekorzyść...  Próbowałam ignorować, w efekcie końcowym myślałam o tym coraz więcej, analizowałam każdy dzień, każdą rozmowę, szukałam swojego błędu czy potknięcia. Na marne. To nie moja wina. Jak to kiedyś usłyszałam jesteś dla niego aniołem i nie waż się nigdy pomyśleć, że jest inaczej. Owszem, jestem jego aniołem, dbam o niego jak nikt inny na tym popierdolonym świecie (wybaczcie wulgaryzm, nawet Wenus klnie czasem) i robie wszystko żeby tylko nam było dobrze. Nie tylko jemu, ale nam, razem. No okej, jest wszystko super, kolejny dzień już słyszę dziewczyno, czego Ty się doszukujesz, przecież wszystko jest między wami okej, nie marudz. No pewnie. Lepiej zamknąć oczy, okna i drzwi. Wyłączyć myślenie, telefon oraz fejsa. Bo to wszystko ściąga uwagę na problem, którego nie ma.

Ciężko jest funkcjonować normalnie i udawać, że wszystko jest w porządku, gdy druga osoba zamyka się właśnie na cztery spusty, a nasze klucze nie pasują do żadnego z zamków, nie umiemy się dostać. Kopiemy, walimy, szarpiemy. Po raz kolejny..  Na marne. I po jakimś czasie pojawia się myśl, która może jest ratunkiem? Zrób to samo. Chociaż raz. Nie przejmuj się, nie interesuj, odetnij się i zajmij tylko sobą. Posłuchałam się Ciebie, ciągle staram się tak robić. Ruszyłam z miejsca i zrobiłam kilka kroków. Pierwszym była wizyta w salonie, w celu zadbania o paznokcie, twarz i ciało. Kolejnym - zakupy. To, co każda kobieta uwielbia bez względu na humor, godzinę czy porę roku. I co, tylko tyle? Dwa małe kroczki, które nie doprowadziły mnie do niczego konkretnego? No niestety, brak dziś weny do działania. Wena obejmuje dziś tylko część odpowiedzialną za twórczość. Koniec. Czas na gorącą kąpiel. Koniecznie w towarzystwie muzyki i świec. Relaks mnie uspokaja i wycisza, powoli przestaje o nim myśleć. Słyszę pierwsze nuty naszej playlisty. Otwieram oczy, które momentalnie zapełniają się łzami. Opieram głowę o ścianę, chce by tu był. By siedział ze mną, tulił mnie i dotykał. By patrzył na mnie z podziwem i by mówił, że tęsknił, że kocha..

Na początku wspomniałam o słowach piosenki. One dziś będą zakończeniem,a wy macie zadanie domowe. Wyciągnijcie z tych prostych słów wnioski.

Związek to pracochłonne ognisko, zawiłość, w której chce się być blisko, ale miłość, choć przepali wszystko, niepielęgnowana zamienia się w popiół.

Drodzy, nie pisze tych słów, dlatego żeby pokazać wam, że jest źle. Nie, jest dobrze, jest to chwila przemyśleń dla wielu z was, te słowa nie dotyczą bezpośrednio mnie, przynajmniej nie wszystkie. Chciałam podziękować pewnej ptaszynie, która często mi uświadamia co jest dobre, a co złe. Jesteś najlepsza.
Wenus.

niedziela, 7 czerwca 2015

#50

Kolejny słoneczny dzień. Kolejna wizyta na siłowni. Kondycja coraz lepsza, mięśnie coraz mocniejsze, ciało coraz zgrabniejsze.. Nawet on to zobaczył. Lekko mnie to zaskoczyło, ale pozytywnie. Stałam przy oknie, paliłam papierosa obserwując zachodzące słońce. Spojrzałam w górę i ujrzałam samolot. W głowie pojawił się pomysł wyjazdu. Tylko we dwoje. Gdzieś daleko. Z przemyśleń wyrwał mnie jego dotyk. Mocny, stanowczy, męski, władczy i taki jego.. Złapał mocno mój pośladek, ścisnął i mruknął tuż przy moim uchu. Po moim ciele przeszedł dreszcz, od ucha przez szyję, ramię, pierś, biodro i całą nogę. Szepnął komuś się chyba tyłeczek podniósł, a mi się to podoba, bardzo.. Uznałam te słowa za zachętę i wypięłam się lekko, opierając się o niego. Na jego reakcję nie musiałam długo czekać, chwycił za moje włosy, odsłaniając moją szyję, do której po chwili się przyssał. Jego język drażnił najczulsze punkty na mojej szyi, a w trakcie tych pieszczot poczułam jego dłoń między moimi nogami oraz usłyszałam cichy i bardzo pociągający szept chodź do łóżka.

Wieczór tego samego dnia. Do domu wróciłam zadowolona, dzień spędzony z nim, zakończony wizytą na siłowni. Cud, miód i orzeszki? No nie do końca.. Wieczór poświęcam na zagłębienie się w nowej lekturze. Leżę w łóżku, z książką i kubkiem ulubionej herbaty obok, w tle lecą moje ulubione piosenki, humor dopisuje, jest idealnie? Nie. Parę minut po 22 dostaje wiadomość idę na piwo z chłopakami. Taa, no miło. A leć. Odkładam telefon i czytam dalej. Mijają kolejne godziny, ja zaczęłam już kolejną książkę, a jego nie ma.. Zerkam kątem oka na zegar. 2.30. Chyba jednak czas iść spać, nie ma na co czekać.. Odkładam książki, dopijam zimną herbatę i okrywam się kocem. Tuż przed zamknięciem oczu patrze na telefon. W chwili, gdy biorę go do ręki zaczyna migać zielona dioda. Wiadomość? Tak. Kto do cholery pisze o tej porze...  O, ukochany..  No zobaczmy co ma mi do powiedzenia. Kociaku przepraszam, że tak nagle wyszedłem, jestem już w domu, kocham Cię Królewno. Postanawiam, że pociągne tą rozmowę dalej. Odpisuje, zaczynamy rozmawiać. Po tym jak pisze wiem, że nie skończyło się na piwku czy dwóch.. Szkoda, że nie ma Cię przy mnie.. Rzadko kiedy słyszę od niego takie słowa. Ciagne go za język, może powie mi coś więcej, coś ciekawego.. Pada tak wiele miłych słów, patrzę jak zaczarowana na każdą wiadomość od niego, ludzie, ktoś mi podmienił mężczyznę mojego życia?

Padają słowa, których nie spodziewałabym się nigdy z jego ust. Czytam je raz za razem i nie wierzę. Z oczu płyną łzy szczęścia. A on następnego dnia mówi mi to prosto w twarz. I znowu.. I znowu.. A ja ciągle nie wierze, chociaż wiem, że to szczera prawda, której nie mówi się byle komu. Dziękuję za każde miłe słowo temu Panu.

wtorek, 12 maja 2015

#49

Siedzę pod siłownią, czekam na przyjaciółkę, pale papierosa. Myślę o tym, że za chwilę będę wylewać z siebie siódme poty tylko dla tego, że chce lepiej wyglądać. Patrzę na smugę, jaką zostawił po sobie samolot, uśmiecham się widząc ten błękit nieba, na który tak długo czekałam. Gaszę papierosa, wstaje i zaczynam chodzić w kółko. Po chwili czuje wibracje telefonu, a któż to dzwoni.. Mój kochany. Odbieram szczerząc się od ucha do ucha. Gdzie jesteś skarbie? Niepewnym głosem tłumacze, ledwo kończę zdanie i już słyszę a okej, no to pa. Nie wiem o co chodzi, jak na to zareagować, co to było do cholery? Odwracam się i widzę go, uśmiechniętego od ucha do ucha. Podchodzi szybko, całuje mnie w usta i od tej chwili oboje nie przestajemy się uśmiechać nawet na sekundę. Ciesze się, że jest, że zrobił mi taką niespodziankę. Miło go znów widzieć. Podchodzi do nas moja przyjaciółka, wita się z nami, dosłownie chwile rozmawiamy. Rzucam w jego kierunku kąśliwą uwagę, a on nie zwracając uwagi na to co jest dookoła nas chwyta mnie mocno za kucyk i ciągnie lekko do tyłu szepcząc tuż przy moim uchu, czy aby wiem co mówię.. Uginają się pode mną kolana, szybko całuje go na pożegnanie i uciekam z przyjaciółką na zajęcia. Przez cały czas pobytu na siłowni myślę o nim i nie przestaje się uśmiechać, chociaż z minuty na minutę moje mięśnie są coraz bardziej zmęczone, a stawy zaczynają odmawiać dalszej współpracy..  Mimo to z uśmiechem wskakuje na bieżnie, a w głowie i tak siedzi on.

I to jest jedna z takich prostych rzeczy, która mnie spotyka. Ostatnio coraz częściej. Nauczyliśmy się siebie? Tak. I jest lepiej. O wiele lepiej.

Przepraszam za długą nieobecność, ostatnio miałam bardzo dużo pracy, postaram się wszystko nadrobić w najbliższym czasie. Dajcie mi znać, że wciąż zaglądacie do mnie i sprawdzacie, czy Wenus żyje.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

#48

Spokojna niedziela. Miło spędzony dzień w gronie rodziny. Co i raz za oknem popadał deszcz. A może by tak odciąć się od rodzinnej sielanki i udać się na spacer? Czemu nie.. Komu w drogę, temu słuchawki na uszy. Powoli spaceruje po jednej z warszawskich dzielnic. Podziwiam jak wszystko się zazieleniło po jednym deszczowym dniu. Uwielbiam na to wszystko patrzeć. Robi się coraz bardziej zielono, rano budzi mnie ćwierkanie ptaków, pogoda jest coraz piękniejsza. Chodzę, myślę, oglądam i nie wiem kiedy znajduje się pod jego drzwiami.. Nie jestem pewna tego, co mnie tam czeka. Może lepiej by było gdybym się odwróciła i poszła do siebie. Stoję przez chwile przed drzwiami i zastanawiam się, co będzie najlepszym wyborem.. W końcu podnoszę drżącą dłoń i naciskam dzwonek. Drzwi otwierają się po chwili. Moje serce bije coraz szybciej. Patrzę w jego oczy i nie widzę nic.. Zabolało..  Wpuszcza mnie do środka, całuje mnie w czoło i idzie do pokoju pytając o coś. Pytanie zbytnio do mnie nie dociera, jestem skupiona na tym, że jestem wciąż na dystans. Od kilku dni..  Za mną kilka ciężkich dni prawie bez kontaktu z nim. Mimo to, że takich sytuacji już było trochę i powinnam się przyzwyczaić do ich przebiegu, ja wciąż to przeżywam, za każdym razem bardziej. Wchodzę za nim do pokoju, siadam na łóżku, on siedzi przy komputerze. Nie mówi nic, nie patrzy na mnie, kompletnie nic. W głowie coś krzyczy "wyjdź, po co tu jesteś?!" A ja uparcie siedzę. Po chwili z zamyślenia wyrywa mnie jego zachrypnięty głos. Zapalisz ze mną? Bez słowa wstaje z łóżka. Biorę od niego papierosa, jednocześnie otwieramy okna, rozpalamy, zaciągamy się, wypuszczamy dym, patrząc w dół.

Siedzę znów na łóżku, on na krześle. Tym razem patrzy na mnie, a w jego oczach widzę troskę i złość. Po chwili czuje jego dłoń na karku, we włosach. Zaciska lekko palce na moich włosach i patrzy mi w oczy. Cholernie się o Ciebie martwiłem wiesz? Ja oddycham z ulgą, kiwam głową, bo nie umiem nic powiedzieć mając zaciśnięte gardło.. Wciąga mnie na swoje kolana i przytula tak mocno, że bolą mnie żebra.. Całuje mnie po chwili tak, jakby mnie nie widział rok. Odsuwa mnie od siebie. Chyba powinnaś mi coś powiedzieć. Szepcze przepraszam, lecz on kręci głową, że nie o to mu chodziło..  Myślę przez chwile, a z moich ust płynie potok słów. Że zrobiłam źle, że powinnam dać znać, gdzie jestem i co ze mną, żałuję, okropnie żałuję tego wszystkiego, w moich oczach pojawiają się łzy.. On to dostrzega i przyciska mnie do siebie. Nie umiałam uwierzyć w to, że taki mężczyzna jak on potrafi się o mnie martwić. A jednak. Był w stanie zrobić wszystko. Byle tylko mógł wiedzieć gdzie byłam..

Stoimy przy łóżku. Uśmiechamy się do siebie, znow przygryza wargę..  Oj niedobrze.. Zdecydowanym ruchem mnie obejmuje i rzuca mnie na łóżko, kładąc się po chwili na mnie. Całuje mnie, dotyka i drażni, szepcząc przy tym. Tak się ciesze, że jesteś, że nic Ci się nie stało.. Nagle wstaje. Patrzy na mnie, rozczochraną i rozłożoną na łóżku. Wypale i wynagrodze Ci te kilka dni ciszy.. Pojawia się ściskanie w brzuchu i dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Wrócił. Oboje wróciliśmy..

Czas staje w miejscu. Nic się nie liczy. Tylko bezpieczeństwo, które zapewniamy sobie wzajemnie oraz miłość, którą sobie okazujemy na różne sposoby. Nasze proste życie, które trwa coraz dłużej..

czwartek, 23 kwietnia 2015

#47

Trzask zapalniczki, mały płomyk, głęboki wdech, smak mięty i tytoniu, wydech, chmura dymu. Dla jednych nałóg, dla innych zwykła rzecz. Papieros. To od niego się zaczęły te wszystkie gierki. Chodź zapalimy.. Ile razy ja razy ja to słyszałam..  Ile razy cieszyłam się słysząc te słowa.. Ktoś mógłby spytać dlaczego się cieszysz, że pyta, czy zapalisz? Bo wiem co będzie dalej. To już nie jest tylko i wyłącznie zapalenie papierosa. To jest kilka minut śmiechu, z przerwami na kolejnego bucha, to kilka minut z jego ręką na moim biodrze, kilka minut obserwacji tego, jak się zaciąga, jak pracują mu mięśnie..  Niby nic, a jednak coś. Patrząc na niego, obserwując jego ruchy widzę to, co stanowi dla mnie wszystko. Widzę miłość mojego życia, za którą poszłabym w nieznane. Mimo wszystko. Nie ważne są kłótnie, sprzeczki czy nieporozumienia. Ważne jest to, że po tym jak upadniemy, łapiemy się za ręce i podnosimy się. Razem. Choćbyśmy nie wiem ile razy się kłócili, umiemy dojść do porozumienia. Potrzeba tylko trochę czasu. Wiadomo, że od razu po kłótni nie da się wszystkiego puścić bokiem. Emocje robią swoje i są w stanie doprowadzić do różnych sytuacji. Niepotrzebnie wypowiedzianych słów jest wiele. Każde z nich jest jak pocisk. Gdy dostaje się taką salwę strzałów, mamy prawo upaść. I w tej sytuacji mamy dwa wyjścia. Albo czekamy na pomoc drugiej osoby albo próbujemy się podnieść sami. I jedna i druga wiąże się z tym, że często nie da się od tak podnieść i zapomnieć o całej sytuacji. Małe zadry pozostają przez jakiś czas. Trzeba tylko umieć je załagodzić..

Szansa. Czym dla mnie jest? I czym. Ona jest dla nas? Wspomniałam o niej ostatnio, ale nie chciałam od razu o wszystkim pisać. Dla mnie szansa jest wybawieniem, jest tym owocem zakazanym, który tak bardzo chce mieć, a on wciąż jest poza moim zasięgiem. A dla nas? Podobnie. Ale ta szansa jest dla nas czymś w rodzaju testu, co do którego mamy pewność, że zaliczymy. Nie są to na szczęście złudne nadzieje. Pojawiła się szansa wyjechania za granicę. Na dłużej. Z czym wiąże się ten wyjazd? Na pewno z porzuceniem wszystkiego, co mamy tu, w Warszawie. Znajomi, miejsca, rodziny. Ale wiąże się także z tym, że wyjeżdżając tam zamieszkamy razem. Moglibyśmy sprawdzić sami siebie, jak odnajdujemy się w takim życiu. Gdzie jesteśmy tylko my i nasze cztery ściany.. Nareszcie byłoby tak jak chcemy. Wspólne poranki i noce, wspólnie przygotowywane posiłki, czekanie na niego w domu aż wróci z pracy. To jest ogromna szansa żeby wreszcie było między nami dobrze. Wiem jak to wygląda, jak spędzamy ze sobą czas codziennie. Nie ma kłótni, nawet drobnych sprzeczek. Jest tylko szczęście, śmiech, miłość i dużo zabawy.

Chciałabym żeby to wszystko wyszło. Żebym mogła się wreszcie cieszyć jego obecnością rano i wieczorem, przez czas dłuższy niż te kilka godzin. Potrzebuje biletu w jedną stronę. Do raju, w którym chcemy się ukryć.

wtorek, 14 kwietnia 2015

#46

Siedzę z telefonem w ręku.. Zerkam co jakiś czas na wyświetlacz. Ze słuchawek płynie deep house, uspokaja mnie, prawie jak on sam. Trochę się martwię. Oczywiście o niego. O siebie też, lecz on jest na pierwszym miejscu. Chce mu pomóc, wiem, że mu teraz ciężko, że mnie potrzebuje. Z jednej strony mnie chce, z drugiej strony nie umie przyjąć mojej pomocy, tej wyciągniętej ręki.. Kombinuje i myślę jak mu pomóc, jak to zrobić żeby go nie urazić, ale żeby jednak go uratować.. Pisze szybko sms'a drżącymi palcami. Telefon wysuwa się z moich dłoni, w ostatniej chwili go łapie. Kończę sms'a i wysyłam. Nic tylko czekać..  Znajduje sobie zajęcie, myślę o tym, co może nas spotkać za dwa miesiące. Myślę o tej szansie, o której teraz tylko wspominam. Zapala się mała dioda na ekranie telefonu. Kociaku zaspałem.. Uśmiecham się mimo to, ciesze się, że się odezwał i jest miły, uśmiechnięty, taki jak lubię. Chce żebym przyjechała i mu pomogła. Sukces! Wyciągnięta dłoń została schwytana, mocno. I chyba tak szybko nie zostanie wypuszczona..

Wchodzę do mieszkania, on przez całą drogę od przystanku do mieszkania nie puścił mojej dłoni nawet na chwilę. Uśmiecha się ciągle, zerka na mnie. Pytam, czy wszystko okej. Tak skarbie. Bierze mnie za rękę i prowadzi do pokoju. Sam kładzie się na łóżku i wyciąga ręce w moją stronę, jak mały niedźwiadek..  Z uśmiechem na ustach kładę się obok niego i wtulam się w jego objęcia, wdychając jego zapach, słuchając bicia jego serca. Leżymy tak przez jakiś czas, ale w końcu bierzemy się za pracę. Trzy godziny mijają jak kilka minut, mieliśmy tylko trzy przerwy, podczas których zdążyliśmy wypalić po papierosie.. Nareszcie, praca skończona. Zdolne bestie. Prowadzi mnie do kuchni, siadam na blacie, a on ogrzewa zupę. Kątem oka patrzy na mnie, widzę, że się uśmiecha, przygryza wargę. Coś kombinuje, na bank..  Staje między moimi nogami, przyciąga mnie do siebie i całuje mnie chwytając mocno za kucyk. Wydaje z siebie cichy jęk, ale nie daje się sprowokować. Tym razem nie może być tak łatwo.

Zapadł zmrok. W mieszkaniu panuje półmrok, oprócz przygaszonych świateł, nie świeci się nic. Leżę na kanapie, słucham muzyki płynącej w moim kierunku z radia i odprężam się. On stuka łyżką o miskę. Ja zamykam oczy i chyba zasypiam..  Budzę się w chwili, gdy ugina się pode mną kanapa. Nie ruszam się, nie otwieram oczu. Coś wysuwa się spod mojej głowy, po kilku sekundach czuje na sobie gruby i ciepły koc. Dobry duszek odchodzi i zaczyna zmywać, wyjątkowo nie robiąc przy tym dużo hałasu. Ponownie zamykam oczy i odpływam. Czuje, że coś obejmuje moje nogi, czuje coś na kolanie, poruszam się i otwieram oczy. Widzę miłość mojego życia, wpatrzoną we mnie. Cześć piekna. Zawstydzona chowam twarz pod koc, on zaś kładzie się na mnie, całuje mnie w czoło, nos i usta. Lekko się uśmiechając mówi spokojnie i cicho, że mnie kocha. Najmocniej na świecie. Proszę, żeby mnie przytulił. Moje serce szaleje. A ja ciesze się z tego, co jest.

I jesteśmy sobie razem. Długo. Przeżywamy kolejne dni. Razem. Planujemy tyle rzeczy. Razem. Wszystko, co dobre i złe. Robimy razem.

środa, 8 kwietnia 2015

#45

Troszkę ogłoszeń i kilka słów wyjaśnienia. Znów zrobiłam małą przerwę w publikowaniu. Jest to spowodowane głównie brakiem czasu, może i siły.. Jednak czas stanowi tu największy problem. Coraz więcej zajęć i obowiązków, a co za tym idzie coraz więcej stresu i nerwów. Kryje się z tym gdzieś w swoim małym świecie. Ale mimo wszystko codziennie myślę o tym, że chciałabym coś napisać, podzielić się z wami ostatnimi wydarzeniami. A trochę ich było. W najbliższym czasie postaram się nadrobić zaległości i przekazać wam trochę emocji. Głównie chyba pozytywnych, sami/same będziecie musieli/musiały to ocenić. Przez jakiś czas będzie tak to wyglądało, że posty będą pojawiały się rzadziej, ale postaram się żeby były dopracowane i stanowiły miłą lekturę, która nie jednemu z was umili dzień. Mam nadzieje, ze mimo przerw jesteście tu i zaglądacie co jakiś czas czy Wenus żyje.

Otóż ogłaszam wszem i wobec. Żyje i mam się dobrze. Jestem szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa.
Wenus.

niedziela, 5 kwietnia 2015

#44

Spokojny dzień. Kolejne zapisane kartki pojawiają się na moim biurku, podłodze, wszędzie..  Chciałabym to jakoś ogarnąć, ale chwilowo chyba nie umiem. Towarzyszy mi niezbyt dobry humor, kubek z herbatą i niecierpliwe oczekiwanie na jakiś znak od niego.. Kolejne minuty mijają, a ilość kartek wokół mnie nie maleje ani trochę, a wręcz rośnie.. A wiadomości od niego ciągle brak..  Ale, ale.. Zielona dioda? Cóż to..  Cześć kociaku.. Ktoś tu zaspał.. Ale cii, nie marudzimy. Przyjedź. Cóż. Ubieram się, wsiadam w rydwan i lecę. Jak zwykle. Po drodze pisze do niego z prośbą, żeby wyszedł po mnie. W słuchawkach rozbrzmiewają takty naszego mixu, pojawia się delikatny uśmiech, a wraz z nim zza paskudnych chmur wychodzi słońce. Podróż do niego staje się coraz przyjemniejsza mimo to, że dzień wcześniej trochę mnie wkurzył. Tak trochę bardzo..  Podróż dobiega końca, rozglądam się, ale nigdzie go nie widzę. Zawiedziona ruszam w stronę mieszkania, wyłączam muzykę, a w chwili gdy podnoszę wzrok wpadam na niego. W jego objęcia. Delikatnie muska moje usta. Cześć wredoto.. Standard.. Splata swoje palce z moimi i zabiera mnie tam, gdzie czuje się całkowicie bezpieczna i szczęśliwa. Bez względu na wszystko.

Kładę się na łóżku, nos wtulam w jego pościel i momentalnie czuje najwspanialszy zapach na świecie. Jego zapach. Patrzy na mnie, śmieje się. Mnie jednak nie opuściła złość od wczoraj. Jeszcze jej trochę we mnie zostało..  Próbuje mnie jakoś ugłaskać, łaskocze mnie, ja jednak nie reaguje. A w zasadzie idealnie to w sobie ukrywam.. On wychodzi z pokoju, ja wykorzystuje sytuację, wstaje z łóżka, podchodzę do okna i zapalam papierosa, próbując odgonić wczorajszą złość.. Słyszę jak wchodzi do pokoju, siada jednak przy biurku, do mnie się nie zbliża. Dopalam papierosa, odwracam się, całuje go w kark i kładę się na łóżku. On zaś wstaje i podchodzi do okna z papierosem w ustach.. Nie wiem o co chodzi, próbujemy chyba się dogadać bez słów, ale nawet to nam nie wychodzi.. Kładę się na boku, jego obecność próbuje zignorować. Po chwili czuje uginające się łóżko i jego ciało tuż za moim. Całuje mnie w szyję i obejmuje..  Potrzebowałam tego strasznie. Kociaku, odwróć się do mnie. Szybko się przekręcam, całuje go w usta i wtulam nos w jego szyję.. Po chwili leżę już objęta jego ramionami, oglądając fantastyczny film. On co jakiś czas niby przypadkiem całuje mnie za uchem lub delikatnie muska moją szyję językiem. Wie dobrze, jak bardzo mnie to drażni. A mimo to robi to dalej, ignorując reakcje mojego organizmu. Próbuje wytrzymać te jego gierki, ale z każdą kolejną minutą jest coraz trudniej. Chodź, zapalimy. Wstaje szybko z łóżka i dostaje klapsa. Nie zwracam na to uwagi i podchodzę do okna, opieram się o parapet i znów dostaje klapsa, mocniej.. Prostuje się i patrze na niego, a on się uśmiecha najpiękniej na świecie i rozpala papierosa. Nie mija kilka minut jak staje za mną, obejmuje mnie jedną ręką w pasie, a drugą klepie mnie w pupę.. Znów się zaczyna. Przyciska mnie do siebie, pode mną uginają się nogi,ale próbuje ukryć przed nim to, że jednak nie działają na mnie jego triki.. Dlaczego chce okłamywać samą siebie? Odwracam się do niego, całuje go w usta, a on przyciąga mnie do siebie i zabiera ode mnie całą złość i smutek. Wszystko odchodzi, zostajemy tylko my we dwoje. Przytuleni na łóżku jak na pierwszej randce.. Znów się śmiejemy z głupot, znów cieszymy się swoją obecnością, znów się kochamy..  Perwersja odeszła gdzieś na drugi plan, a na jej miejsce wskoczyła czułość i szczęście.

Prawdziwym szczęściem był jeden jedyny moment, który sprawił, że w ogóle nie chciałam od niego odchodzić... Jesteś dla mnie wszystkim królewno.. W moich oczach pojawiły się łzy, a w sercu tak wiele miłości do tego łobuza. Wszystko obudziło się na nowo. To chyba wiosna panie sierżancie..

piątek, 3 kwietnia 2015

#43

Kochanie, mogłabyś przyjechać do mnie? Bez zastanowienia, tuż po zajęciach, wsiadam w tramwaj i jadę do niego. Nie powiedział dokładnie o co chodzi. Po drodze zapalam papierosa, pochłaniam buch za buchem, myśląc, co się stało. Szybko wpisuje kod do mieszkania, wsiadam do windy i z szybko bijącym sercem wjeżdżam na górę. Otwiera mi drzwi, wciąga mnie do środka i przytula mocno do siebie. Zaskoczona pytam co się stało. Nic, po prostu chciałem żebyś przyjechała. Wtulam się w niego, wdycham jego zapach, który jest najpiękniejszy na świecie. Ciesze się tym, że jest tutaj i tym, że ja jestem tu z nim. Prowadzi mnie do kuchni, głodna? Zawsze..  Siadam na blacie i patrze jak robi dla nas obiad. Dostrzegam jak zaciska zęby, a przy tym podkreśla się jego szczęka..  Wiercę się na blacie, uśmiecham się patrząc na niego. Spogląda kątem oka na mnie, odkłada łyżkę i podchodzi do mnie. Uśmiecha się nieziemsko i staje między moimi nogami, opierając swoje ręce na moich biodrach. Przysuwa się do mnie powoli, jednocześnie przyciągając mnie do siebie. Gryzie mnie w dolną wargę, uśmiecha się i wraca do kuchenki..  Schodze z blatu, klepie go w tyłek i szybko się odsuwam, żeby nie zarobić klapsa od niego.

Siadam na krześle, a on stawia przede mną talerz z jedzeniem. Jemy w ciszy oglądając rozgrywkę snookera. On oczywiście zjada szybciej ode mnie, podchodzi do mnie, gryzie mnie w szyję. Zapalisz ze mną kociaku? Zawsze..  Palimy spokojnie w dalszym ciągu obserwując snookera. To zagranie było niezłe, do tej pory nie wiem jak trafił do tej kieszeni.. Tymczasem on staje za mną, obejmuje mnie w pasie i całuje w szyję, wciągając zapach moich nowych perfum. Klepie mnie mocno w pupę, odwracam się żeby mu coś powiedzieć, ale niestety nie zdążyłam. Całuje mnie mocno i przyciska do siebie. Lekko go odpycham, mijam go i idę w kierunku kanapy. On klepie mnie znów w pupę i tym zaczyna wojnę..  Ganiamy się po pokoju, w końcu on podnosi krzesło i kieruje je w moim kierunku. Oboje śmiejemy się jak dzieci, a z krzesła odpada siedzenie.. Oboje zamieramy w bezruchu. Ja pierwsza nie wytrzymuje i wybucham śmiechem. Wraz z siedzeniem wypadła moneta. Podnoszę ją z ziemi, podchodzę do ukochanego i kładę mu ją na dłoni mówiąc masz, tylko nie przepierdol na głupoty. Oboje się śmiejemy, znów dostaje klapsa i delikatny pocałunek w nos. Cudownie nam razem. Mimo wszystko.

Czas ucieka, czas wracać.. Staje przed lustrem, schylam się po buty, a on wykorzystuje sytuację i daje mi klapsa. Tak, znowu... Momentalnie się prostuje, a on łapie mnie za biodra i mocno do siebie przyciska. Oboje w tej samej chwili przygryzamy wargę i podnosimy tą samą brew do góry. Czuje, że mu się to podoba. I to bardzo. Zagrania moje włosy do tyłu, łapie je i ciągnie w dół..  Drugą ręką wciąż mnie przyciska do siebie. W głowie pojawia się myśl, że tak bardzo chce z niego zerwać ubranie.. Co z tego, że oboje jesteśmy spóźnieni. On nie ma zamiaru przerywać tych zabaw. Ja tym bardziej.. Wciąż trzyma mnie za włosy, popycha mnie lekko do przodu tak, że opieram się o szafkę i patrze prosto w swoje odbicie w lustrze. On klepie mnie w pupę i ociera się o nią. Po chwili pociąga mnie do góry, odwraca przodem do siebie i całuje mnie w nos. Chyba już musimy iść.. Zawiedziona zakładam buty i kurtkę i wychodzę z mieszkania. Wchodzimy do windy trzymając się za ręce. Gdy tylko drzwi się za nami zamykają on przyciska mnie do ściany, napiera na mnie biodrami i całuje bardzo mocno i zachłannie.. 

To tylko kilka sekund jazdy w dół, a ja chcę, by te sekundy trwały w nieskończoność. Ciesze się z tego, ze jest obok. Z przyjemnością stoję z nim, trzymając jego dłoń, wiedząc,ze jest tylko mój.

piątek, 27 marca 2015

#42

W tej chwili przychodzą mi do głowy słowa pewnej piosenki, która idealnie dopasowała się do obecnej sytuacji. Przynajmniej ja mam takie zdanie. Wiem tylko, że wszystko się zmienia, coś jest, a później tego nie ma. I tak właśnie się stało. Było dobrze, było miło. I standardowo, wszystko odeszło. W ciągu kilku godzin. Nie wiadomo czemu i po co. Od wielu osób słyszę pytanie po co się przejmujesz, po co dociekasz i po co snujesz domysły. Czuje mur między nami. Nie widzę go, ale czuje. On twierdzi, że wszystko jest dobrze, że nic się nie dzieje, że po prostu nie ma ochoty się uśmiechać i śmiać. A ja.. Siedzę, kombinuje, myślę, wstrzymuje łzy i próbuje uspokoić szaleńczo bijące serce. Staram się zrozumieć każde jego zachowanie. Jeden dobry dzień dawał mi ogromną nadzieję na kolejne dobre dni. Wstawałam z uśmiechem na ustach, czekałam z niecierpliwością na jego wiadomość. A teraz? Albo wstaje po kilku krótkich godzinach albo nie wstaje w ogóle, nie zasypiam. A na wiadomość od niego nadal czekam z jeszcze większą niecierpliwością..  Często się nie doczekuje, często to ja robię ten krok, który często jest najtrudniejszy, zwłaszcza dla mnie. Wyczuwam w jego wiadomościach tą obojętność. On się zapiera, nie, nie jest obojętny. Nie ma ochoty. Oboje upieramy się przy swoim zdaniu. Jedno nie chce ustąpić drugiemu. A tylko ja walczę. Ja za wszelką cenę chce się z nim spotkać, chce o niego zadbać, chce żeby mnie dopuszczał do siebie bez względu na humor. Obiecałam mu to. Będę przy nim zawsze. W zdrowiu i w chorobie. W szczęściu i rozpaczy. Zawsze.

Jak to jest z tymi wyjściami..  Czy rzeczywiście wyjście drugiej połówki samotnie musi się wiązać ze stresem? Z lekkim strachem? To prawda, jak komuś się ufa to tego nie powinno być. Taa.. Tak mówią. Boje się tego, że spojrzy na inną tak jak patrzy na mnie, że będzie dotykał inną tak jak dotyka mnie. Chciałabym żeby i on tak miał. W chwili gdy ja wychodzę do klubu czy na jakąkolwiek imprezę bez niego.. Niech mi pokaże, że jednak jest zazdrosny, że jestem jego i że mam się pilnować skoro idę sama. To cholernie boli gdy osoba, którą się tak kocha jest wobec Ciebie bezinteresowna. Spyta jak się czujesz, bo tak wypada. A nie, bo się interesuje i troszczy. Najgorszy jest wieczór. Samotny wieczór. Gdy leżę w łóżku, w ciemnym pokoju, ze łzami w oczach i zadrą w sercu. Jedyne co siedzi mi w głowie to fakt, że ogromnie chce się do niego przytulić. Z całych sił. Czekam na chociaż jedno słowo, miłe słowo. Na próżno. On sam nie jest tego świadomy. Nie wie jak bardzo to przeżywam i pewnie gdyby mógł to powiedziałby mi wprost, że dramatyzuje. Ktoś musi..

Nadzieja znika, a potem się pojawia. Znika i znów się pojawia. A gdzie szczęście, gdzie miłość? Chyba zabrał ją ze sobą, a ja nie mam dostępu..

#41

Mijają kolejne dni. Dni pełne radości, szczęścia i podniecenia. Siedząc na zajęciach myślę tylko o nim, przyłapuje się na zabawie bransoletką od niego. Mała dioda mruga do mnie delikatnie, biorę telefon do ręki, zerkam.. Moje kochanie już mnie wzywa. W głowie pojawia się myśl. Przecież widzieliśmy się wczoraj, co to, ktoś się stęsknił? Jak się później okazuje - tak.. Odliczam po raz kolejny minuty do spotkania z nim. Wciąż słyszę pytania coś się stało, że chodzisz taka uśmiechnięta i szczęśliwa? Tak. Wróciło moje największe szczęście. Wróciło wszystko to, na co tak niecierpliwie czekałam. Ostatnia minuta..  Głupia, wytrzymałaś miesiąc bez niego, nie wytrzymasz kilkunastu minut drogi do jego mieszkania? Może.. Wychodzę z budynku, przechodząc przez furtkę podnoszę wzrok i wpadam wprost na niego. Zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku i całuje mnie w czoło. Kątem oka widzę te spojrzenia, które wiele mówią.. "zazdroszczę jej/jemu" "ładnie razem wyglądają" Ignoruje te spojrzenia, bo w tej chwili liczy się on. Z dumą łapie mnie za rękę, splata swoje palce z moimi i z podniesioną głową idzie ze mną na przystanek. Świeci słońce, wiatr lekko wieje, a my powoli idziemy i rozmawiamy. On znów narzeka na debila, który stanął na całej szerokości chodnika. Widzę, że sięga do kieszeni po klucze. Patrzę na niego i mocniej ściskam jego rękę, bo już doskonale wiem co chce zrobić. Łobuz jeden.. On za to ganiące spojrzenie przyciąga mnie do siebie, całuje w nos i daje mi klapsa. Uśmiecham się do niego i całuje go w usta. Docieramy na przystanek, pakujemy się do tramwaju, bystrzak od razu wypatruje miejsce dla nas. Chodź na kolanka nygusie.. Znam to spojrzenie... Znam ten uśmiech i przygryzioną wargę.. Siadam bez marudzenia, wtulam nos w jego szyję, a on gładzi mnie po udzie. Za każdym razem jego ręka jedzie wyżej i wyżej. Proszę go, by mnie nie drażnił na co on całuje mnie w czoło, ale nie przerywa tych tortur. Jak to dobrze, że został nam jeszcze jeden przystanek... 

Jesteśmy inni niż wszyscy. Chyba się wyróżniamy spośród innych par. Zachowaniem, poglądami na różne sprawy. I to jest w nas interesujące. Lubimy jeść jajecznice o każdej porze dnia i nocy. Lubimy oglądać bajki i kreskówki mimo to, że jesteśmy dorośli. Najwidoczniej jesteśmy dorośli jedynie z liczb. Nie czujemy potrzeby, by chwalić się naszym szczęściem czy miłością na różnego rodzaju portalach społecznościowych. Wiele razy już słyszałam dlaczego nie masz z nim żadnych zdjęć? Bo nie mam. Nie jest eksponatem, który mam uwieczniać na zdjęciach. Jeśli już mamy jakieś wspólne zdjęcia to są one dla nas. Wiadomo, miło jest jak bierze się telefon do ręki, otwiera się galerię, a tam większość to nasze zdjęcia, wspólnie spędzonych chwil, wspólnie przygotowanych potraw i innych różności. Jest to mega miłe. Chciałabym mieć milion takich pamiątek, ale nie można kogoś zmuszać. Wiem, że tych zdjęć nie lubi. I szanuje to. Lubię w nas to, że mimo wielu kłótni i nieporozumień ciągle się rozumiemy, kochamy, pragniemy, dogadujemy.

Mam ochotę na pizze. Zróbmy! Towarzyszy nam muzyka, biorę się za przygotowanie sosu, on za ciasto. Kręcę przy tym biodrami, mieszam ostry sos z zamkniętymi oczami. Oddaje się w ręce muzyki. Czuje zbliżające się do mnie ciepło, to on. Stoi coraz bliżej mnie. Wciąż mam zamknięte oczy, ale lekko się uśmiecham, bo wyczuwam jego obecność blisko mnie. Mieszając sos napotykam łyżeczką jakąś przeszkodę. Coś zatrzymało łyżeczkę. Dalej kręcę biodrami, w końcu to moja ulubiona piosenka. Po chwili czuje na ustach sos i jego palec. Otwieram oczy i patrze na niego. Troszkę się ubrudziłaś moja pierdółko..  Uśmiecham się i przewracam oczami. On przysuwa się do mnie, zlizuje sos z moich ust i niby przypadkiem wsuwa język w moje usta. Miękną mi kolana, ale szybko staje tyłem do niego. On zaś kładzie mi ręce na biodrach, podczas gdy ja ocieram się o niego. Wbija palce w moje ciało, a ja już wiem, że pizza będzie musiała troszkę poczekać... 

Szczęście chowa się w tych prostych rzeczach. Trzeba je tylko odkopać, nie są ukryte głęboko. A ja chętnie ubrudziłabym się tym sosem raz jeszcze. I jeszcze..

czwartek, 26 marca 2015

#40

Kolejny dzień. Budzę się wypoczęta, z uśmiechem na ustach. Gdzieś na swoim ciele czuje jego dłonie, choć go przy mnie nie ma. Zerkam na zegarek, jak błogo.. 10.30.. Słyszę wibracje telefonu. Cześć królewno.. Płynę na obłoku przyjemności. Już mnie woła do siebie, już chce mnie mieć obok. Cóż. Nie pozostaje mi nic innego jak wyjść z ciepłego łóżka i wyruszyć w miłą podróż do jego jeszcze cieplejszych ramion.. Przez całą drogę towarzyszy mi jedna myśl. Przez praktycznie miesiąc nie byliśmy ze sobą. Czuje się jak przed pierwszym spotkaniem z nim chociaż widzieliśmy się wczoraj. Wchodzę cichutko do mieszkania, on patrzy na mnie, przygryza wargę i unosi brew widząc mnie w koszuli. Tej koszuli, którą tak lubi. Ciekawa jestem kiedy ją porwie podczas ściągania jej ze mnie.. Puszcza mnie przodem w drzwiach i daje mi mocnego klapsa. Odwracam się szybko, ale momentalnie paraliżuje mnie jego spojrzenie. Prosi żebym położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Nie chce, opieram się, drapie, gryze i warcze, a on niewzruszony prze do przodu mimo sprzeciwów. Wie, że udaje i tak naprawdę sama bym z niego wszystko zdarła w sekundę. Po dłuższej chwili droczenia zamykam grzecznie oczy, następnie dociera do mnie nasz mix.. Po moim ciele przechodzą dreszcze. Deep house jest nasz. Nawet nie wiem kiedy zostaje pozbawiona górnej części moich ubrań. Jednym, sprawnym ruchem przekręca mnie na brzuch. Po kilku sekundach czuje coś okropnie zimnego na plecach, ale jest to bardzo przyjemne zimno. Oliwka..  O tak, masaż wskazany, plecy dużo wycierpiały przez miesiąc bez niego. Zamykam oczy i ulegam pod jego dotykiem. Napięte mięśnie stopniowo się rozluźniają, stres i nerwy towarzyszące mi przez ostatni miesiąc odchodzą w niepamięć. Jest cudownie. Pięknie.

I znów sielankowy obrazek. Ja leżę w łóżku, w jego bluzie, wdycham jego zapach, a on leży obok, wpatrzony we mnie jeździ palcem po mojej nodze. Uśmiecha się, bo wie, że mnie to łaskocze. Zabieram nogę, ale on jest szybszy. Łapie mnie za kostkę i łaskocze mnie znów. Po chwili siedzę na nim i próbuje się odegrać. Niestety, nie mam szans, a on nie ma łaskotek..  Włączamy nowy film animowany. Niby dorośli, a bajeczki oglądają..  Pozory mylą prawda? I następuje to, na co czekałam od miesiąca. Jest obok mnie, tuli się do mnie co i raz całując mnie lub liżąc po szyi. Śmieje się w głos, pokazując swoje równe zęby. Robi wszystko, by na mojej twarzy pojawił się uśmiech. I został tam na dłużej. Niby jest to zwykłe oglądanie filmu. Nie dla mnie. Dla mnie jest to okazja do usłyszenia jego śmiechu, prawdziwego i szczerego. To okazja do grzecznego leżenia, ciało przy ciele.. Okazja do wzajemnego karmienia się słodyczami. Do wspólnego wygłupiania się w łóżku i poza nim. Do wspólnego palenia papierosów w oknie, w kuchni i gdzie się da. Okazja do czucia się wyjątkowo w towarzystwie tej jednej wyjątkowej osoby. Do kochania i do bycia szczęśliwym. Cholernie szczęśliwym.

Jest dużo do wspominania i jeszcze więcej do opowiadania. Gości tu magia, która nie wychodzi poza te słowa. Czy to sen? Jeśli tak to poprosiłabym, by nigdy się nie skończył. Tego Pana zatrzymuje. Na zawsze.

#39

Zobaczyłam tą jedną, ale jak znaczącą wiadomość..  Serce stanęło na ułamek sekundy, a potem zaczęło bić jak szalone. Nygusie.. Późny wieczór. Dobrze wiem, co to oznacza o tej porze. Palce bezwiednie wypisują tęskniłam, smutno bez Ciebie. Jego odpowiedź zaskakuje mnie do tego stopnia, że znów miękną mi przez niego nogi. Czemu jestem smutna, czemu tęsknię. Bo nie ma Cię przy mnie. Nie ma Cię tu, gdzie powinieneś być. To Ty jesteś nie w tym miejscu co powinnaś być. Wszystko wraca? Tak. Tylko, że zostaje z nami na dłużej. Nie tylko na jeden wieczór, ale na kilka kolejnych. Pada długo ukrywane pytanie. Kiedy się spotkamy? Może jutro? Tak, spotkajmy się jutro, przyjedź.

Od samego rana siedzę jak na szpilkach, przebieram nogami, bawię się bransoletką od niego. Trzy małe serduszka. Nasze pierwsze trzy miesiące. Wspominam to z uśmiechem na ustach i odliczam kolejne minuty do spotkania z nim. Nie rozmawialiśmy od trzeciej w nocy. Milczał, a ja czekałam. Jak zwykle. Droga do mieszkania. Największa męka. Coraz bliżej, ostatnie minuty. Autobus powoli wjeżdża na przystanek. Czuje na sobie jego spojrzenie będąc jeszcze w autobusie, nie podnoszę wzroku do ostatniej chwili. W momencie gdy otwierają się drzwi, podnoszę wzrok i widzę mężczyznę, za którego wskoczyłabym w ogień, którego kocham nad życie.. Podchodzi powoli do mnie, lekko się uśmiecha patrząc wciąż w moje oczy. Przyciąga mnie do siebie, całuje w czoło i przytula. Dla mnie wszystko dookoła przestaje istnieć. Nie ma nic. Tylko ja i on. Wtulam się w niego, wdycham jego zapach. Jest tu, tuli mnie do siebie, patrzy na mnie, łapie mnie za rękę i prowadzi do mieszkania. Kątem oka zerkam na niego i widzę uśmiech, który nie schodzi z jego twarzy. Ściska mocno moją rękę, przepuszczając mnie w drzwiach. Schylam się żeby rozwiązać buty i pogłaskać psa, a w tym samym momencie czuje lekkiego klapsa. Prostuje się szybko i odwracam do niego. Uśmiecha się przygryzając tą swoją wargę i podnosząc brew...  Całuje go w policzek i wchodzę do pokoju. Moja wewnętrzna Wenus skacze z radości i krzyczy on Cię pragnie! Wciąż powtarzam sobie nie, nie dziś. Powtarzać sobie można, każda próba jest dobra, ale czy skuteczna?

Kładę się na kanapie, on tuż za mną, a w nogach pies. Przytula mnie mocno do siebie, całuje w głowę i szepcze tuż za moim uchem kocham Cię nygusie. Uśmiecham się, odwracam głowę i spotykam jego usta. Czuje się jak podczas pierwszego pocałunku. Dreszcz wzdłuż całego kręgosłupa, ściskanie w dole brzucha połączone z bardzo przyjemnym pulsowaniem. Słyszę ciche powarkiwanie. Zazdrośnica podniosła łeb z kanapy i patrzy na mnie z wyrzutem..  Zawiedziona odwracam się plecami do ukochanego, on przyciska mnie do siebie. Momentalnie czuje, że jemu to się podoba..  Ale udaje niewzruszoną, leżę spokojnie wpatrzona w telewizor trzymając go mocno za rękę. Długo nie może być spokojnie. Pies zostaje przegoniony na podłogę. A język ukochanego zaczyna wędrówkę po mojej szyi..

Robi się gorąco. Mając łzy w oczach całuje go tak, jakby to był pierwszy i ostatni raz kiedy go mam przy sobie. Otwieram oczy, patrzy na mnie i prawie bezgłośnie szepcze tęskniłem..

piątek, 13 marca 2015

#38

Trochę długo mnie tu nie było. Za długo. Cóż się działo? Wiele. Momentami zbyt wiele. Przerwa minęła. To wszystko, co było z nią związane w pewnym sensie także już nas opuściło. Napisałam nas, co to znaczy? Tak, jesteśmy dalej razem. Dalej doczepiamy kolejne sytuacje do naszej wspólnej historii, dalej któreś z nas potrafi tupnąć nogą, dalej się pocieszamy w trudnych chwilach, dalej walczymy o to, co nasze. Ale chyba już dość tych ogólników. Trzeba nadrobić stracony czas i zaległe wiadomości.

W ostatnim poście wspomniałam o przełomie. Nie trwał on niestety długo. Była to jednorazowa sytuacja, podczas której on trochę zatęsknił. To tylko ten jeden wieczór był miły i taki jak kiedyś. Następny dzień był ponownie dniem milczenia, złości, braku apetytu i kolejnych zmarnowanych chusteczek. Za tym dniem szedł kolejny i kolejny..  Przestałam liczyć na jakąkolwiek poprawę. Prawie się poddałam. Nadzieja odeszła, schowała się przede mną. Minęło kilka dni. Wraz z kolejnymi dniami uciekły kolejne kilogramy. Widzę, że się zmieniam. Pytanie tylko czy na lepsze czy na gorsze..  Przez ten cały czas zastanawiałam się co jeszcze mogłabym zrobić żeby zauważył we mnie na nowo tą wygadaną, ale nieśmiałą w stosunku do niego dziewczynę. Może zmienić kolor włosów? Nie, nigdy ich nie farbowałam, naturalny kolor mi odpowiada, a co najważniejsze jemu się podoba..  Zrzucić parę kilo? Już to zrobiłam, chociaż dla niego byłam zawsze najpiękniejsza.  Nawet w jego dresach i bez makijażu. Następny kolczyk związany z kolejną historią życiową? Nie, chyba już wystarczy..  Co robić?

Kolejny dzień spędzony samotnie w domu. Trzeba go wykorzystać. Włączyłam deep house. Ten nasz jedyny i niepowtarzalny mix, który już pierwszymi sekundami sprawia, że miękną mi kolana, a serce zaczyna bić szybciej. Wracają wspomnienia. Muzyka rozbrzmiewa w całym mieszkaniu. Piękny dzień, świeci słońce, wiosna nadchodzi..  Powoli ściągam z siebie rozciągnięte dresy, jego sweter.. Staje przed lustrem i patrze ze zdziwieniem. Nie wierzę w to co widzę. Zapadnięty brzuch z odznaczającymi się mięśniami. Chyba trochę bardziej zarysowana talia niż ostatnio. I w udach jakoś tak chyba ubyło kilku centymetrów.. Znikam. Gorąca kąpiel odpędza złe myśli, odprężam się wsłuchując w nasz mix. Zamykam oczy i widzę jego twarz, dłonie, które uwielbiają mnie dotykać. Nie chce otwierać oczu, by nie utracić tego obrazu..  Ale otwieram je. Czuje łzy na policzkach.. Zbyt długo.. Wychodząc z wanny myślę o kolorze lakieru do paznokci, jak dawniej. Decyduje się na czerwony, jego ulubiony odcień. Dziś jest mój dzień, nikt mi go nie zepsuje.. Ale zaraz. Zielona dioda w telefonie. Pewnie przyjaciółka wróciła z treningu i chce pogadać. Biorę jednak telefon do ręki, mam pewne przeczucie.

Nie wierzę po raz kolejny. Jedno małe słówko, którego nie widziałam i nie słyszałam tak długo. Wszystko wróciło. Lubię niedokończone historie. I lubię trzymać w niepewności...

niedziela, 8 marca 2015

#37

Wiele tygodni. Wiele dni. Wiele godzin. Straconych. Pustych. Samotnych. Ostatni miesiąc był bardzo ciężki. Pod każdym względem. Nic się nie układało, na nic nie miałam ochoty. Tylko na spotkanie z nim. Wielokrotnie próbowałam przypomnieć sobie jak to jest jak ktoś patrzy na mnie z miłością, jak ktoś dotyka mnie z nie opisaną czułością. Na marne. Zapomniałam jak to jest. Zapomniałam jak to jest co weekend wstawać wcześnie, szykować się i jechać do niego. Jak to jest widzieć ten jego piękny uśmiech i czuć go obok. Jedyne co mi pozostało na tą chwilę to wspominanie i próbowanie przypomnienia sobie jak to jest gdy ktoś się Tobą po prostu interesuje. Nikomu nie życzę by przechodził przez coś takiego. Ktoś mógłby powiedzieć dziewczyno, dramatyzujesz, nie widziałaś go tylko miesiąc. No tak. Dla kogoś to zaledwie miesiąc. Dla mnie aż miesiąc.

Czy coś się zmieniło? Owszem. Przełom nadszedł w środę. Późny wieczór. Pogrążona w kolejnym kryminale leżę w łóżku. Moją uwagę odwraca nagle zielona dioda, migająca w górnej części telefonu, wręcz krzycząca "napisał do Ciebie wariatko!"  no tym razem ten głos się nie pomylił.. Książka leży obok otwarta lecz ja jestem wpatrzona w ekran telefonu. Mam ochotę zrobić coś wrednego. Proszę bardzo, droga wolna, bądź wredny. Nie wie jak bardzo mi tego brakuje..  Po chwili widzę to, co od kilku dni siedziało mi w głowie,co tak bardzo chciałam zobaczyć. Nie sądziłam, że to zrobi. Patrzę jak zahipnotyzowana. W ciągu sekundy zasycha mi w gardle, a serce gwałtownie przyspiesza.. Coś chyba chce, inaczej by tego nie zrobił. Pojawia się ogromnie drażniące może.. A ja mam wrażenie, że śnie, że to nie jest prawda, że zaraz się obudze..

Jednak ten sen trwał, bardzo długo, aż do trzeciej w nocy..  I jednak okazał się rzeczywistością, w którą w końcu uwierzyłam. Dało mi to ogromną nadzieję, że będzie wszystko dobrze. Pozostaje jednak pytanie, czy ta nadzieja ze mną została? Jeśli tak to na jak długo?

piątek, 27 lutego 2015

#36

Jeden krok w przód, dwa kroki w tył. Jeden krok w przód, dwa kroki w tył. I tak w kółko. Mogłoby być na odwrót. Wolałabym być bliżej osiągnięcia celu niż dalej. A tymczasem mój cel jest pół godziny drogi ode mnie, a ja nie mogę go osiągnąć, po prostu nie mogę się z nim zobaczyć. Nie mogę usłyszeć jego głosu, nie mogę spojrzeć mu w oczy, nie mogę posłuchać bicia jego serca, nie mogę zrobić nic. Oprócz tego, że mogę się z nim skontaktować poprzez wiadomości. Ale co mi po wiadomościach..  Rozmowa jak ze ścianą..  Ja mogę się produkować, pisać niezliczoną ilość zdań, a w odpowiedzi otrzymuje jedno słowo.. Już dwa razy jechałam do niego, dwa razy nie wytrzymałam, potrzebowałam jego obecności i dwa razy zawracałam w połowie drogi. Dlaczego? Bo i tak bym Cię nie wpuścił... Słowa niby proste, niby nic nie znaczą, a jednak w sercu wyrywają ogromną dziurę.

Pewnego dnia nadzieja wróciła i nie opuszczała mnie do wczoraj. Spytałam jak długo jeszcze zamierza trzymać mnie z dala od siebie, bo nie mogę funkcjonować bez niego. Jego odpowiedź mnie zaskoczyła i zaintrygowała. Rzuciła taki mały płomyk, który dał nadzieje na to, że jednak będzie lepiej. Od razu nabrałam ochoty na to, by zadbać o siebie, pomalować się, ładnie ubrać. Robiłam to z myślą o nim, choć doskonale wiedziałam, że i tak mnie nie zobaczy. Nie myślałam o tym czy będę się podobać innym. Chciałam się podobać jemu, chciałam usłyszeć to, że pięknie wyglądam, że ma na mnie ochotę. Złudne marzenie..  Kolejna próba nawiązania rozmowy. I cios, który zniszczył wszystko. Nie dotkniesz mnie w ogóle.. Czułam wyraźnie jak wszystko we mnie pęka. Siły odeszły, zaś wróciły ciężkie łzy, które nie opuściły mnie przez kilka kolejnych dni..

Podnoszę się, by po chwili znów upaść. Tyle, że z coraz to większej wysokości. Nazywałeś mnie swoim kociakiem. A podobno wszystkie koty spadają na cztery łapy...

INFO: post był zaplanowany na 1 marca. Ze względu na moje zabieganie pojawił się dopiero dziś, a historia tu opisana troszkę się zmieniła, niedługo ciąg dalszy.
Wenus.

niedziela, 22 lutego 2015

#35

Kolejny dzień przerwy. Kolejny dzień bez apetytu. Kolejny dzień zmartwień. Przerwa trwa oficjalnie od niedzieli, lecz ja mam wrażenie, że trwa już od piątku. Od tego feralnego piątku, który zmienił wszystko. A wystarczyło grzecznie powiedzieć gdzie i z kim dokładnie idę. Jestem prawie pewna, że usłyszałabym nie chce, żebyś z nimi szła. I dobrze, nie poszłabym. Wolałabym spędzić ten wieczór z nim. Tak jak to zresztą planowałam.. Wydawałoby się, że nie zrobiłam nic złego, a jednak.. Sytuacja odwróciła się przeciwko mnie, to ja znów jestem tą złą.. Ale cóż. Zaciskam zęby i próbuje to wytrzymać. W końcu sama zaproponowałam ten układ. I powinnam się cieszyć, że się zgodził, że tego nie skończył. Jest ta nadzieja.. Jeszcze.

Ciężko jest siedzieć całymi dniami, obserwując telefon, czekając na taki mały zielony znak. Zielony to podobno kolor nadziei. Moją nadzieją jest zielona dioda, która pokazuje mi, że mam wiadomość, na którą bardzo niecierpliwie czekam.. Widzę, że jest. Zagląda. Patrzy co godzinę, nie wiadomo na co. Zastanawiam się, co myśli, co robi.. To Cię niszczy. Słyszę to z każdej strony. Ale nie umiem się poddać. Nie umiem odpuścić. Wiem, że może być dobrze. Moja nadzieja bardzo osłabła, ale w dalszym ciągu jest. Nadal czekam. I czekać będę..

Próbuje nie patrzeć i nie czekać na wiadomość. Oddaje wszystko w jego ręce. Jak zwykle. I pamiętajcie. O miłość należy walczyć zawsze. Do końca.

#34

Wydawało się, że już będzie dobrze. Ołowiany mur, który on wytworzył między nami zmienił swoją postać i stał się zwykłą ścianą z plastiku. Byliśmy na coraz lepszej drodze. Miałam go już prawie na wyciągnięcie ręki. Tak blisko, a jednak za daleko..  Patrząc przez pryzmat minionych dni, moja nadzieja z każdą minutą rosła i rosła. Było po prostu miło. Nie na tyle miło jak bym chciała, ale wystarczająco dobrze bym mogła wrócić od niego z uśmiechem na ustach. Jednak ten uśmiech nie mógł utrzymać się długo. To było pozorne i chwilowe szczęście. Z impetem wkroczyła dawna znajoma, mianowicie zazdrość, której się nie spodziewałam. Myślałam, że się z nią pożegnałam, ale najwidoczniej mój ukochany sobie o niej przypomniał. Mogłaś mi powiedzieć, że idziesz do niego.. Nie byłam sama z nim. Byli nasi znajomi. Nie sądziłam, że będzie o to zazdrosny, długo mi tego nie pokazywał..

Odwrócił wszystko tak, że to wszystko moja wina, że to przeze mnie nam się nie układa.. A ja? Poraniona, prawie bezsilna, załamana staje niemal na rzęsach byle tylko było między nami dobrze. Byle był ze mną szczęśliwy. Dbam o niego najlepiej jak umiem i według wielu osób jestem dla niego za dobra. Może i racja.. Ale uważam, że zasługuje na to, właśnie na takie traktowanie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on tego nie dostrzega i nie docenia. Moich starań, miłości, nie umie mi wierzyć, a ja czuję się beznadziejnie wiedząc, że dopiero co byłam dla niego wszystkim. A teraz? Kim jestem teraz?

Postawiłam sprawę jasno. Albo kończymy nasz związek albo dajemy sobie odpocząć, decydujemy się na przerwę. Podjęcie decyzji oddałam w jego ręce, ponieważ ja od samego początku wiem czego chce. Niecierpliwie czekam na jego odpowiedź i modlę się o to, by zdecydował się na przerwę.. Długo wyczekiwana wiadomość pojawia się szybciej niż myślałam. Przerwa. Oddycham z ulgą. Nadzieja wraca. Wiem teraz, że najbliższe dni, może nawet tygodnie będą dla mnie bardzo trudne. Codziennie będę musiała powstrzymywać się przed napisaniem do niego czegoś miłego, przed pojechaniem do niego bez zapowiedzi tylko po to, by się do niego przytulic, by poczuć zapach jego perfum, pozostanie mi tylko nerwowe zerkanie na telefon bo może napisał, odczytywanie wiadomości, które wywoływały szczery uśmiech i wypieki na policzkach, przeglądanie zdjęć, które mi wysyłał, by poprawić mi humor. Chciałabym żeby to wszystko wróciło. Czułość, delikatność, zrozumienie, miłość.. Ale cóż. Nadzieja matką głupich prawda?

Pozostaje pytanie ile to będzie trwało? Jak będzie wyglądał najbliższy okres czasu? On twierdzi, że to nic nie zmieni. Ja zaś upieram się przy tym, że będzie tak dobrze jak jeszcze nigdy nie było..

sobota, 21 lutego 2015

#33

Prędzej czy później nadchodzi ten moment. Kiedy trzeba po prostu wstać z łóżka, ubrać się i wyjść z miejsca, z którego wcale nie chce się wychodzić. Z mieszkania, które jest jedynym miejscem gdzie czuje się prawdziwe szczęście. No cóż, trzeba to trzeba. Wychodzimy z mieszkania, winda dociera na nasze piętro, drzwi powoli się rozsuwają, a on wciąga mnie do środka za rękę. Przyciska mnie do ściany i całuje początkowo mocno i namiętnie, ale stopniowo zwalnia i całuje mnie coraz delikatniej. Splata swoje palce z moimi, całuje mnie w nos, który automatycznie marszczę i wychodzi ze mną z bloku. Uśmiecha się i śmieje w głos, to najpiękniejszy śmiech jaki dla mnie istnieje. Pamiętam jak opowiadałeś mi o tym, że właśnie przy mnie nauczyłeś się śmiać szczerze i na nowo. Śmiejemy się razem, wsiadamy do tramwaju i tak jak rok temu zaczyna rysować  a moich spodniach serduszko. Małe, tramwajowe serduszko. Tuż obok, pojawia się mała literka. Pierwsza literka Twojego imienia. Uśmiecham się ciągle, przypominając sobie to, jak zrobiłeś to po raz pierwszy.

Stoimy na przystanku, jest coraz zimniej. Odchodzę powoli od niego, spaceruje patrząc pod nogi. Nagle czuje jego rękę między nogami, a drugą na piersi. W ogóle nie zwraca uwagi, że dookoła nas stoją ludzie, jeżdżą samochody..  Ściska moja pierś przez kurtkę i drażni mnie dłonią. Uginają mi się nogi, a on zatapia zęby w mojej szyi. I kto tu jest niewyżyty... Odwraca mnie twarzą do siebie, moje ręce przytrzymuje za plecami i całuje mnie tak, że wszystko dookoła znika, a zostajemy tylko my, pochłonięci całkowicie sobą i pragnieniem, które wciąż w nas siedzi. Chce się wrócić do niego i zaspokoić nasze pragnienia. Znów odwraca mnie plecami do siebie i przyciska do swoich bioder. Czuje go bardzo dokładnie, chce go choćby tu i teraz. Ale oboje się powstrzymujemy.. A szkoda..
Staje tuż przede mną, patrzy mi głęboko w oczy. I nie widzę już tego smutku, który widziałam zawsze podczas męczącego pożegnania. Nie widzę żalu i tęsknoty. Nie widzę nic. Oprócz pustki. Otwieram drzwi, wchodzę na klatkę, on wchodzi za mną. Przyciąga mnie do siebie, znów czuje jego dłoń między nogami i język szukający mojego. Poddaje się jego delikatnym, lecz silnie oddziałującym pieszczotom, nie chce tego przerywać, chce, by to trwało jak najdłużej. Jednak mimowolnie sama odsuwam się od niego, patrzę na jego opuchnięte usta i rozszerzone oczy. Całuje go jeszcze raz, wyszeptuje kocham Cię, odwracam się i wchodzę na górę. Słyszę kocham Cię. Odpowiadam. Słyszę to znów. Odpowiadam. I znów.

Niby nic a jednak coś. Dopiero gdy słyszy zmykaj, warczy i po chwili słyszę zamykające się drzwi..  Pięć minut później czuje wibracje telefonu. Kocham Cię.

#32

Otwieram okna, staje przy nich podziwiając zachodzące słońce. Wiem, że on leży na łóżku, patrzy na moje nagie ciało i podziwia je przygryzając wargę. Nieświadomie również to robie, czerwieniąc się i powoli odwracając w jego stronę. Jest gotowy, na wszystko, a ja mimo to wyciągam go z łóżka i proszę, by ze mną zapalił. Niechętnie się zgadza wciągając na siebie bokserki i bluzę. A Ty się nie ubierzesz, zmarzniesz w sekundę. Zakładam jego sweter i twierdzę, że jestem całkowicie ubrana. Dostaje mocnego klapsa i uśmiecham się do niego, bo wiem co zaraz będzie. Palimy spokojnie, nigdzie się nie spiesząc, chociaż widzę, że jemu nieznacznie drżą dłonie. Wypala papierosa wcześniej, żadna nowość, staje za mną, chwyta mnie za włosy i odchyla moją głowę, by mieć lepszy dostęp do mojej szyi. Gryzie mnie mocno, a wolną ręką obejmuje mnie w talii przyciskając mnie mocno do siebie bym mogła poczuć, że spodobało mu się moje niewinne kuszenie przy oknie.. Bierze mnie na ręce i wynosi z pokoju, całując mnie i gryząc w drodze do kuchni. Ląduje na zimnym blacie, z nim między nogami. Dobre wychowanie idzie w zapomnienie, oddaje mu się cała, kawałek po kawałku i dostaje jego w nagrodę. Z każdym ruchem pragnę go bardziej, łączymy się w jedno, a po mieszkaniu roznoszą się jęki oraz zbyt wysoka temperatura..

Otwieram oczy, dookoła jest ciemno. Nie przypominam sobie żebym sama wchodziła do łóżka. Podnoszę się powoli, rozglądam, jestem sama. Odpadam na poduszkę, otulam się kołdrą wdychając jego zapach. Po chwili czuje, że ugina się za mną łóżko. Wraz z tym czuje na sobie jego silne i gorące dłonie, które przyciągają mnie do siebie i kurczowo przytrzymują. Dłonie, które obawiają się, że zbyt szybko uciekne. Ja tego nie chce. Chce zostać tu na zawsze. Budzić się rano i widzieć jego pełne rozchylone usta i jego palce splecione z moimi. Pewnie nawet nie wiesz, że nieświadomie robisz to przez sen. Tęsknię za tym, bardziej niż powinnam.

Zrozumienie. Wiara. Nadzieja. Tego właśnie oboje musimy się nauczyć. Wystarczy spróbować, a znów będziemy dwójką nastolatków, która nie wyobraża sobie dnia bez rozmowy z kimś, kto stał się całym światem.

czwartek, 19 lutego 2015

#31

Szelest, stukanie.. Ciągle to słyszę. Odwracam się i widzę go rozłożonego na łóżku chodź do mnie królewno. Kładę się obok niego, chce się przytulić, ale on odpycha mnie od siebie. Uśmiecha się przygryzając wargę jeszcze nie skarbie. Czekam na jego dalszy ruch. Przekręca mnie na plecy, a sam siada na mnie okrakiem wciskając mnie w łóżko. Serce bije coraz mocniej, krew krąży coraz szybciej, a oddech staje się nierówny. Podnosi mnie lekko, wsuwa dłonie pod mój sweter i pociąga go do góry całując mnie raz za razem w usta. Rozbiera mnie bardzo powoli i z ogromną delikatnością. Gdy tylko jego palce muskają moja skórę cała się napinam, a po moim ciele przechodzą dreszcze, najprzyjemniejsze na świecie..  Tak oto leżę przed nim, pozbawiona ubrań, lekko zawstydzona i ogromnie pobudzona. Z letargu wyrywa mnie jego zachrypnięty i bardzo podniecający głos podnieś ręce do góry. W ułamku sekundy moje ręce oplata ciasno jego pasek od spodni. Podnosi moją głowę, całuje mnie mocno i niecierpliwie w usta, błądząc językiem w ich wnętrzu. Po chwili nie widzę już nic, nie mogę się ruszyć..  Jestem całkowicie bezbronna i oddana mu w stu procentach.

Słyszę muzykę. Oryginalną i w naszym guście. I jego szept nie ruszaj się bo będę musiał być niegrzeczny. Wydaje z siebie cichy jęk i próbuje go zlokalizować. Długo nie muszę czekać na jego odzew. Łapie mnie za prawą kostkę, całuje kawałek po kawałku moją nogę, dochodząc do brzucha, ale omijając miejsce spragnione jego dotyku. Pocałunkami zjeżdża w dół i to samo powtarza na drugiej nodze. Nie wiem jak długo wytrzymam te tortury.. Czuje jego język wszędzie, jak szybko się porusza, lecz po chwili zwalnia skupiając się na jednym małym miejscu. Przyspiesza i znów zwalnia. To trwa w nieskończoność.. Ale nagle to wszystko znika, odchodzi, a ja czuję ogromny niedosyt.. I jego wtulonego w moją szyję. Głaszcze go delikatnie po mocnych ramionach i gładkiej szyi.. Drży pod wpływem mojego dotyku. Czyżbyś chciała ode mnie coś jeszcze? Oj tak.. To jeszcze nie koniec, a dopiero przedsmak tego co mnie czeka.

Chce od Ciebie zbyt wiele. Ale nie mamy się co spieszyć. Na wszystko mamy czas. Oby tego czasu nam nigdy nie zabrakło.