poniedziałek, 27 lipca 2015

#55

Któryś piątek tego roku. Czas na imprezę. Idziecie we dwoje prawda? No niestety nie. Grupa znajomych, przyjaciółka, ukochany w domu. Szybki drink z przyjaciółką podczas przygotowań, szybkie poprawienie makijażu, okej, ruszamy. Mijamy tłumy ludzi w metrze, nie ma co się dziwić, piątkowy wieczór. Docieramy na miejsce, szukamy odpowiedniego bloku i mieszkania. Jest, znalezione, czas wejść do miejsca, które wiele zmieniło w moim życiu. A dokładniej to, co się tam wydarzyło. Pierwsze piwo, drinki, coraz więcej osób, kolejne piwo, drinki, wódka. Powoli kręci mi się w głowie, robię się senna, pisze do niego, pytam jak się czuje, wyczuwam, że jest zły, że jestem gdzieś daleko, sama, bez niego. Nie byłam bezpieczna. I on się o tym w końcu dowiedział. Przestałam się odzywać, przyjaciółka wyciągnęła mnie na balkon. Stał się on dla mnie miejscem magicznym. Miejscem szczerym, prawdziwym i jedynym bezpiecznym pomieszczeniem. Usłyszałam tylko nic nie mów, po prostu mnie wysłuchaj. Siedziałam prawie bez ruchu przez godzinę, nie wypowiedziałam ani jednego słowa, w głowie miałam ich milion. Jedyne co byłam w stanie zrobić to podnosić butelkę z piwem do ust. Mogłam ocierać łzy, które płynęły strumieniami z moich oczu. W jej głosie słyszałam ogromne cierpienie, wiedziałam, że płaczemy obie. Chciałam złapać ją za rękę, dodać jej otuchy w tym wszystkim. Siedziała prosto, patrząc przed siebie, w ręku trzymała kieliszek. Wyglądałyśmy jak roboty, nieruchome, wpatrzone w jeden punkt. To była godzina, która całkowicie zmieniła moje podejście do niej. Innym razem powiem o tym dokładniej. Wyszłam z balkonu, złapałam za telefon i napisałam do niego chce do Ciebie, nie chce już tu być. Nie czułam się bezpieczna, chciałam jak najszybciej znaleźć się u niego.

Wróciłam z przyjaciółką do jej mieszkania, zobaczyłam go pod drzwiami i moje serce zamarło. Nie sądziłam, że przyjedzie. Spojrzałam na zegarek. 5.20.. Nie mogłam uwierzyć, że jest przy mnie, trzyma mnie kurczowo za rękę i zabiera mnie do domu. Przez całą drogę przechodziły go dreszcze, zmarzł czekając na mnie, był to bardzo chłodny poranek. Docieramy do domu, widzę jego spojrzenie, znam je doskonale, wiem czego chce ode mnie. Proszę go żeby się położył do łóżka i poczekał na mnie, a sama poszłam do łazienki zmyć resztki makijażu. Zmyłam z siebie wszystko, rozmazany tusz, czerwoną szminkę, której nigdy wcześniej nie używałam oraz cały smutek i poczucie winy. Weszłam do pokoju i zobaczyłam go leżącego z zamkniętymi oczami, przykrytego kołdrą po same uszy. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam obok niego. Otworzył oczy, uśmiechnął się i przygryzł dolną wargę. Chodź kociaku, we dwoje szybciej się zagrzejemy. Po chwili leżałam w jego objęciach, patrzyłam się w ścianę, nie mogłam zasnąć po tym wszystkim.. Maleństwo, śpisz? Odwróciłam się do niego i usmiechnęłam. Cmoknął mnie w nos. Dobrze, że tu jesteś, że nic Ci już nie grozi. Przy nim zawsze i wszędzie jestem bezpieczna. Ważne by był obok. Leżeliśmy tak wpatrzeni w siebie przez dłuższą chwilę. Dalej mi zimno wiesz? Wystarczyło, że dostrzegłam zmienione spojrzenie, te iskierki, po chwili już siedziałam na nim, rozkoszując się bliskością jego ciała oraz naszym porankiem. Zasnęliśmy zmęczeni porannymi zabawami. Przebudziłam się przed 10, spojrzałam na niego i napotkałam jego bystre oczy. Spytałam czemu już nie śpi, oboje byliśmy wykończeni a spaliśmy tylko dwie godziny. Lubię na Ciebie patrzeć skarbie. Uśmiecham się, a on całuje mnie w czoło, nos, usta i w szyję, zaczyna mnie drażnić i znów zaczyna zabawę.

To był najwspanialszy poranek, który mogliśmy spędzić razem. Był krótki lecz ważny. Pamiętaj, uwielbiam te śniadania o 12 z Tobą.

środa, 22 lipca 2015

#54

Dziś rano dostałam wiadomość, że bliski kolega mojego brata zginął w wypadku. Pierwszy raz widzę mojego brata załamanego, smutnego. Mimo to, że nie znałam tego chłopaka jest mi smutno. Zginął niewinny człowiek, wracał z pracy. I zginął. Codziennie słyszy się o wypadkach, w których giną ludzie. A to ktoś utonął, a to ktoś został śmiertelnie potrącony na ulicy.. Moje słowa kieruje do was, chciałabym wam coś uświadomić. Mianowicie to, że należy korzystać z każdego dnia, każdej godziny i minuty. Jeśli mamy możliwość spotkania się z kimś ważnym dla nas, spędzenia wspólnie czasu nie wymigujmy się brakiem czasu, zbyt dużą ilością zajęć. Korzystajmy z takich chwil, bo nigdy nie wiadomo kiedy dana chwila z tą właśnie osobą może być naszą ostatnią spędzoną razem. Cieszmy się każdym dniem, korzystajmy z nich do ostatniej sekundy, róbmy to, co sprawia nam przyjemność i spełniajmy swoje marzenia i walczmy o nie. Obierajmy coraz to lepsze cele i dążmy do nich. Dbajmy o to, co mamy i nie narzekajmy na wszystko dookoła, nauczmy się doceniać małe rzeczy, proste. Miejmy czyste i dobre serca. Nigdy nie wiadomo kiedy będziemy musieli się pożegnać..

piątek, 3 lipca 2015

#53

Brak mi Cię. Coraz bardziej. Z każdą kolejną chwilą. Nie wiem nawet co robić. Środek nocy. Oboje się gdzieś włóczymy.. Każde z osobna. Nie wiadomo gdzie. Ja szukam Ciebie. Ty się ukrywasz. Ja krzyczę. Ty milczysz. Ja siadam z bezsilności na środku, pomiędzy czymś a czymś. A Ciebie wciąż nie ma. Rozglądam się, wypatruje, na próżno. Wchodzę do mieszkania, nie zapalam światła, biorę jedynie butelkę wina z kuchni. Siadam na krześle, włączam komputer i szukam. Czego? Nie, nie Ciebie.. Szukam czegoś, co pomoże mi się oderwać. Czegoś, co wywoła inne emocje niż smutek, żal, przygnębienie, poczucie winy.. Wybór padł na film "Gwiazd naszych wina" w tej chwili wiem, że to był jeden z gorszych wyborów.. Smutek zwalczać smutkiem? Złe połączenie. Ale cóż, film uruchomiony. Pierwszy łyk wina spływa powoli po moim gardle, przymykam oczy, czuje delikatny dotyk na ręku. Otwieram oczy i widzę kotkę, moją małą kotkę, ocierającą się o moją dłoń. Wciąż mając zamknięte oczy pociągam kolejny łyk wina, w głowie odtwarzam pewne spotkanie, na którym chwile po tym jak weszłam do Twojego mieszkania Ty wziąłeś mnie na ręce i powiedziałeś, że cieszysz się, że masz przy sobie taką piękność. Zawstydzają mnie Twoje słowa. Za każdym razem. Brak mi ich. Brak mi Ciebie. Oglądam film, nawet nie wiem kiedy mija półtorej godziny. Po winie nie ma śladu. Za to pojawiło się mnóstwo śladów po łzach, które znaczyły jak blizny moja twarz. W chwili gdy główna bohaterka zaczyna przemowę nie mogę użyć wytrzymać. Zatrzymuje film, kładę się na łóżku i płacze. Cichutko. Tęsknię coraz bardziej. Still waiting for a little green light.

Czekam.

#52

Ja niedługo wychodzę. No tak, wychodzi. Sam. Informuje mnie jak zwykle kilka minut przed wyjściem, wręcz w biegu mówi o tym gdzie i z kim idzie. Kończy swoją wypowiedź krótkim nie wiem kiedy wrócę. W tej samej chwili dociera do mnie, że czeka mnie dziś długa noc, podczas której z pewnością przeczytam długą książkę i przesłucham mnóstwo piosenek. Wielokrotnie zastanawiało mnie to, dlaczego jego koledzy potrafią na takie spontaniczne wyjścia z kolegami potrafią zabierać swoje dziewczyny. Nie chodzi tu o każde spotkanie, które organizują. Ale od czasu do czasu na typowym męskim spotkaniu pojawia się dziewczyna jednego z panów. Nie wiadomo po co i z jakiej racji. Może po prostu jej mężczyzna chce mieć ją blisko.  Może dlatego, że jej się nie wstydzi i wie, że może się z nią pokazać w każdym towarzystwie. Za każdym razem dziwią mnie takie sytuacje, gdy dziewczyna ląduje na męskim spotkaniu przy boku swojego mężczyzny. Ktoś mógłby spytać dlaczego Cię to dziwi. Może dlatego, że sama nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam? Nigdy nie zostałam zaproszona na jakieś spotkanie z jego znajomymi. Za każdym razem szedł sam, nawet nie pytał czy miałabym ochotę wybrać się gdzieś z nim. Czasami chciałabym powiedzieć ej, ja też tu jestem, może pójdziemy razem? Ale jednak nie chce się wpierdalać pomiędzy wódkę a zakąskę. Byłabym niczym piąte koło u wozu. Wole siedzieć gdzieś cicho z tyłu, nie wychylając się i grzecznie przytakując gdy on wychodzi prawie bez słowa. Nie pozostaje mi wtedy nic innego jak się go posłuchać. Masz się zająć sobą. Taa jest....  Zadziwiające jest też to, że prawie za każdym razem gdy nadchodzi czas wyjścia z kolegami jest niezwykle zadowolony i podekscytowany. Nie zrozumcie mnie źle, ja go nie chce ograniczać i tego nie robię, niech lata z kolegami. Ale niech przy tym nie zapomina o mnie. O tym, że ktoś siedzi całą noc i myśli o tym czy wrócił bezpiecznie do domu. O tym, że ktoś czeka na niego. Mogłabym tak wymieniać dalej. Ale nie chce. To trochę boli.

Dziwnym zjawiskiem jest to, że gdy dziewczyna wychodzi z koleżankami już jest podejrzewana o najgorsze. To kobiety zawsze po takich wieczornych wypadach wracają pijane, ledwo trzymające się na nogach...  No dobra, może czasem. A panowie? No tak, oni wracają następnego dnia nad ranem w opłakanym stanie, niczym zbite psy wyją pod drzwiami, a gdy już ich się wypuści to wyją dalej tylko po to, żeby ich wpuścić do łóżka, podrapać po plecach i utulić chodzącą gorzelnie do snu. Niektóre kobiety na to narzekają, że nie lubią tego robić, że nie lubią niańczyć facetów? A oni? Przypomnijmy sobie jak oni się zachowują gdy my mamy "te dni". Uważają na słowa, znoszą nasze humory, nadskakują nam przynosząc leki przeciwbólowe oraz kolejne butelki wina bądź tabliczki czekolady. A my marudzimy jak trzeba przynieść butelkę wody rano i tabletkę na kaca? Rada jest w tej sytuacji jedna. Tolerujmy siebie wzajemnie oraz swoje zachowania, bez względu na wszystko. Wyszło coś na wzór pointy? Może..

Patrząc na ten tekst nasuwa mi się pewien wniosek. Róbmy mniej osobno, a więcej razem. Lepsze kilka piw wypitych razem niż jedno wypite w samotności. Wasze zdrowie gwiazdki.