niedziela, 13 marca 2016

#62

Pierwsze spotkanie. Ale jak to? Chciałbym Cię zaprosić na randkę piękna. Randka. Najprawdziwsza z prawdziwych. Zgadzam się. Zestresowani jak dwoje nastolatków. Miejsce ustalone. Godzina ustalona. Neutralny grunt. Prosił żebym się nie stroiła, żebym ubrała się tak jak ubieram się na codzień. Mimo to pięć razy się przebierałam w mieszkaniu, za każdym razem coś mi nie pasowało. Chciałam na nim zrobić wrażenie, jak każda kobieta na nowo poznanym mężczyźnie. Czuję po chwili wibracje telefonu. Będę czekał na Ciebie na przystanku. Serce zaczyna bić szybciej. Pytam gdzie jest licząc na to, że mam jeszcze trochę czasu. No jak mam być szczery to już czekam na Ciebie.. Jezu..  Ubieram się w pośpiechu w za dużą koszulkę, wciągam spodnie na tyłek, wsuwam na nogi ulubione buty, owijam się ciepłym szalikiem i wybiegam z mieszkania, byle tylko nie musiał za długo czekać na mnie. Droga, którą normalnie pokonuje się w mgnieniu oka nagle stała się podróżą bez końca.. Złośliwe, czerwone światła na każdym kroku, wolna jazda, no jest cudownie. Ale, ale.. Jak się z nim przywitać? Jak się zachowywać? Od razu się otworzyć czy troszkę poudawać nieśmiałą i skrytą? Z natłoku myśli wyrywa mnie wiadomość gdzie jesteś? Dojeżdżam, już go chyba nawet widzę. Przez chwilę widzę jak mnie wypatruje, zastanawiam się co teraz mu siedzi w głowie. Otwierają się drzwi autobusu, od razu z niego wychodzę, podnoszę wzrok i od razu napotykam jego oczy, z daleka mnie przyciągają. Im bliżej  jestem tym szerszy uśmiech był i u mnie i u niego. W końcu witamy się krótkim, koleżeńskim buziakiem w policzek, a po chwili zostaje zamknięta w jego objęciach. Czas na chwile się zatrzymał, biorę głęboki wdech, zapamiętuje ten zapach, uśmiecham się ciągle i słyszę tylko jego szept obiecałem Ci, że Cię od razu przytulę. Decydujemy się na spacer, ale po pięciu minutach jesteśmy zmuszeni przenieść się gdzieś, deszcz nie chciał żebyśmy spacerowali we dwoje. Lądujemy w restauracji pod złotymi łukami, siadamy na przeciwko siebie, wszystko wokół znika, zostaliśmy tylko my i potok słów. Zaczynamy rozmawiać niczym wieloletni przyjaciele. Gdy tylko na chwilę odwracam wzrok to czuję, że jego oczy ciągle spoczywają na mnie. W pewnej chwili zerkam prosto w jego oczy, dzikie oczy, które mnie złapały na tyle mocno, że nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Po prostu patrzyliśmy na siebie. Długo. Pierwsza odwróciłam wzrok, zawstydzona, emanująca nieśmiałością I delikatnością. Wiem, że niedługo będziemy musieli się pożegnać, a jak wszyscy wiemy, że to właśnie pożegnania są najtrudniejsze.. 

Wychodzimy na zewnątrz, po deszczu zostały tylko kałuże, powietrze stało się lżejsze, bardziej rześkie. Odprowadza mnie na przystanek. Przypomina mi, że coś mi się jeszcze należy. Tłumacze, że już mnie przytulił, chyba więcej nie chciałam. Udaje, że w dalszym ciągu nie wiem o co mu chodzi. Miałaś dostać buzi, tylko pytanie gdzie i kiedy? Kręcę głową myśląc, że tego nie zrobi. Miejsce wybiera sam, a ja w tamtej chwili właśnie tego chciałam i potrzebowałam. Przysunął się do mnie, spojrzał na moje usta, potem w oczy i znów przeniósł wzrok na moje usta, dłoń położył na moim biodrze, lekko przyciągnął do siebie i pocałował. Delikatnie, z wyczuciem, po chwili dając mi do zrozumienia, że to dopiero początek. Odwracam lekko głowę, uśmiechamy się oboje jak po solidnej porcji głupiego Jasia. Dostaje buziaka w czoło i wtulam się w niego, chłonąc jego zapach, wiedząc, że długo go mogę nie poczuć. Czuję się malutka przy nim, ale bezpieczna. Wiem, że zaraz musze wsiąść do autobusu. Ani on tego nie chce ani ja. Uśmiech znika na chwile, pojawia się smutek, a jego usta szybko i sprawnie odnajdują moje. Nogi odmawiają posłuszeństwa, kości zastępuje wata, on jednak mnie podtrzymuje i prosi, żebym poszła, bo inaczej mnie nigdy nie puści. Uśmiechamy się do siebie i wsiadam do autobusu. Widzę to spojrzenie, które dociera do każdej komórki mojego ciała. Uśmiecham się i zawstydzona chowam się za szalikiem, macham mu i tuż przed zamknięciem się drzwi przesyłam całusa, którego on chowa do kieszeni na torsie. Autobus rusza, on odchodzi, a uśmiechy jak były tak zostały..

Odjeżdżamy, każde w swoją stronę. Każde z uśmiechem. I nadzieją. Szczęśliwe. Nic się nie zdarzy dwa razy. Korzystaj. Ryzykuj. I pij szampana nad brzegiem jeziora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz