piątek, 19 sierpnia 2016

#66

Upalna sobota czerwca.
Warszawa tętni życiem, studenckie imprezy dobiegają końca, zaczyna się sezon na imprezy plenerowe, w większości gwarantujące darmowe wejście, świetną zabawę i drogi alkohol, który każdego potrafi uderzyć po kieszeni. Z mojej strony pada propozycja. Impreza otwarta, dwa koncerty niesamowitych wykonawców, aż żal nie skorzystać. Nie pozostało nic innego jak ubrać się i ruszyć w drogę. Docieramy na miejsce, po wyjątkowo ciężkich bojach, walce o miejsce parkingowe, walczący z wysoką temperaturą i tłumem ludzi, który lgnie pod scenę. Dochodząc do terenu imprezy już słyszę pierwsze bity ulubionego artysty, śpiewam, tańczę w tłumie, porywam przyjaciółkę. Bawimy się przez kilka godzin, zmęczone wraz z towarzyszem wieczora wracamy lekko zmęczone. Z obstawą ląduje na przystanku autobusowym, grzecznie się żegnam i wsiadam do przepełnionego busa, w którym trwa walka o odrobinę powietrza w tą upalną noc. W drodze zastanawiam się czy on jest w domu. Idiotko, nie zastanawiaj się. NAPISZ. Nieśmiało pytam co robi, czy ma może ochotę wyjść na papierosa. Zdziwiony zgadza się na moją propozycję i dopytuje za ile będę. Minuta. Wysiadam z autobusu, trzęse się, w głowie mam myśl, że mieliśmy się spotkać dopiero następnego dnia. Podnosze wzrok, widzę jak idzie w moim kierunku bardzo szybkim krokiem, uśmiecha się tak jak chyba nigdy, idę szybciej w jego stronę, wpadam w jego ramiona, mocno się wtulam, a on zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku. Uśmiechamy się oboje, czuję jak łzy napływają mi do oczu. Próbuję się od niego lekko odsunąć, on szybko łapie moją twarz w dłonie i całuje mnie z całej siły. Czas staje w miejscu, przestaje się wszystko liczyć, znów jesteśmy tylko my. Nie puszczam go nawet na sekundę, przyciskam go do siebie, jego ręce wędrują pod moją kurtkę, gryzie mnie w wargę, otwieramy oczy, dostaje buziaka w nos Cześć nygusie łapie mnie za rękę i cieszy się jak dziecko, ja zresztą też. Zabiera mnie do mieszkania, daje mi pić, pozwala chwilę odpocząć. Patrzymy na siebie niemalże bez przerwy, uśmiechamy się jak małe dzieci na widok świątecznej paczki ze słodyczami. Przeciągamy to nasze spotkanie mimo to, ze następnego dnia znów się zobaczymy. Z mieszkania wychodzimy trzymając się za ręce, w windzie znów się do siebie przyklejamy. Z uśmiechem odstawia mnie do domu. Żegnamy się tak jak kiedyś, pod samymi drzwiami, wchodze po schodach i tradycyjnie odwracam się. Zamiast stać pod drzwiami stoi na najniższym schodku. Patrzy na mnie wyjątkowo smutnym wzrokiem. Próbuję cicho spytać co się dzieje, nie udaje mi się skończyć zdania, a już widzę łzę płynącą po jego policzku, kolejną i kolejną. Schodze do niego, biorę jego twarz w dłonie, proszę by spojrzał na mnie, dopytuje co się dzieje, sama jestem bliska płaczu.

Wtedy właśnie słyszę słowa, które odmieniają wszystko. Wywracają na nowo świat. Życie zaczyna się od nowa. Jesteś wszystkim i Cię kocham całym sercem.