niedziela, 22 listopada 2015

#59

01.10.2015r.
Na świat przychodzi nasze największe i najpiękniejsze szczęście. Szarooka piękność, oczko w głowie rodziców, towarzysz dnia codziennego, córeczka. Wywróciła nasze życie do góry nogami, całą naszą uwagę skupia na sobie, domaga się, by ciągle przy niej być, a my z chęcią to robimy mimo to, że czasami daje nam w kość.. Maleństwo, które zbliżyło nas jak nic innego na świecie. Zaczęło się oczekiwanie, aż będziemy we trójkę w domu. Razem. Nasza mała rodzinka. Po miesiącu czekania, maleństwo zapakowane, otulone z każdej strony, w domu wszystko naszykowane na jej przyjście. Oboje z dumą wracamy do domu, szczęśliwi jak nigdy, zakochani w sobie i w niej samej. Widzę te małe oczka, hipnotyzujące, przeszywające na wskroś, zdobywające serce. Spojrzenie, od którego nie ma ucieczki.

Nasza mała kotka!

środa, 11 listopada 2015

#58

02.11.2015r. - 2 rocznica, godzina bliżej nieokreślona.

Na stole stoi butelka wina, mojego ulubionego, pusta. W dłoni trzymam kieliszek wypełniony niemalże po brzegi winem. Wiem, że w kuchni stoi jeszcze jedna butelka. Na dole jest sklep, najwyżej skończę po więcej jak będzie trzeba. A chyba będzie taka potrzeba. Na stole mam komputer, a na nim wyświetlone nasze zdjęcie, jedno z niewielu. Uchwyceni w tańcu, delikatnym, powolnym, bo przecież oboje nie umiemy tańczyć. Stoję tyłem, a na ekranie wręcz błyszczy jego uśmiech. Patrząc na to  uśmiecham się delikatnie, a po policzku spływa kolejna łza. Wycieram ją szybko i pociągam spory łyk wina. Już zapomniałam jakie jest dobre. Tak, siedzę sama, światło zgaszone w całym mieszkaniu, tylko komputer lekko rozświetla moją twarz. Przeglądam zdjęcia dalej, jest ich mnóstwo, a pośród nich tak mało nas. Tak jak i tej nocy. Nie było nas wcale. Byłam tylko ja. Odstawiam wino i zarzucam na siebie kurtkę, zamykam za sobą drzwi i wychodzę z domu, wchodzę w ciemność, zerkam na telefon, godzina 1.42 w nocy. Wyciągam papierosa, rozpalam i zaciągam się mocno patrząc w granatowe niebo. Gdzieś słyszę jadące samochody, gdzieś szczekanie psa. I wewnętrzny płacz, który rozdziera mnie z całych sił. Kończę papierosa i zapalam kolejnego. Wracam do domu, jest już 2. Patrzę na puste łóżko i ściska mnie w żołądku. Powinien tu być. Patrzeć na mnie. Tulić mnie do snu. Ale jest w pracy. Stając przed lustrem w łazience widzę swoje zaczerwienione oczy, ślady po łzach i rozmazaną szminkę. Rozbieram się i patrze na siebie. Zastanawiam się co we mnie widzi. Odruchowo łapie się za brzuch. Ostatnio często spoczywały na nim jego ręce. Wchodzę do wanny, odprężam się i nie myślę o tym co się dzieje. Gdy trafiam do łóżka jest już bardzo późno..

Następny dzień -  ciężki poranek.

Pierwsze co robię po przebudzeniu to sprawdzenie telefonu. Jedna zaległa wiadomość, dostarczona w chwili gdy się obudziłam. Jestem w domu maleństwo. Uśmiecham się, do oczu napływają łzy, a w głowie łupie coraz mocniej. Kładę się i zasypiam z myślą, że jest obok.

Kilka dni później leżę obok niego, ugłaskana i skulona, szczęśliwa i wreszcie spokojna, kochana i odprężona. Chcę żeby było tak zawsze. Nic nie jest idealne.