wtorek, 14 kwietnia 2015

#46

Siedzę z telefonem w ręku.. Zerkam co jakiś czas na wyświetlacz. Ze słuchawek płynie deep house, uspokaja mnie, prawie jak on sam. Trochę się martwię. Oczywiście o niego. O siebie też, lecz on jest na pierwszym miejscu. Chce mu pomóc, wiem, że mu teraz ciężko, że mnie potrzebuje. Z jednej strony mnie chce, z drugiej strony nie umie przyjąć mojej pomocy, tej wyciągniętej ręki.. Kombinuje i myślę jak mu pomóc, jak to zrobić żeby go nie urazić, ale żeby jednak go uratować.. Pisze szybko sms'a drżącymi palcami. Telefon wysuwa się z moich dłoni, w ostatniej chwili go łapie. Kończę sms'a i wysyłam. Nic tylko czekać..  Znajduje sobie zajęcie, myślę o tym, co może nas spotkać za dwa miesiące. Myślę o tej szansie, o której teraz tylko wspominam. Zapala się mała dioda na ekranie telefonu. Kociaku zaspałem.. Uśmiecham się mimo to, ciesze się, że się odezwał i jest miły, uśmiechnięty, taki jak lubię. Chce żebym przyjechała i mu pomogła. Sukces! Wyciągnięta dłoń została schwytana, mocno. I chyba tak szybko nie zostanie wypuszczona..

Wchodzę do mieszkania, on przez całą drogę od przystanku do mieszkania nie puścił mojej dłoni nawet na chwilę. Uśmiecha się ciągle, zerka na mnie. Pytam, czy wszystko okej. Tak skarbie. Bierze mnie za rękę i prowadzi do pokoju. Sam kładzie się na łóżku i wyciąga ręce w moją stronę, jak mały niedźwiadek..  Z uśmiechem na ustach kładę się obok niego i wtulam się w jego objęcia, wdychając jego zapach, słuchając bicia jego serca. Leżymy tak przez jakiś czas, ale w końcu bierzemy się za pracę. Trzy godziny mijają jak kilka minut, mieliśmy tylko trzy przerwy, podczas których zdążyliśmy wypalić po papierosie.. Nareszcie, praca skończona. Zdolne bestie. Prowadzi mnie do kuchni, siadam na blacie, a on ogrzewa zupę. Kątem oka patrzy na mnie, widzę, że się uśmiecha, przygryza wargę. Coś kombinuje, na bank..  Staje między moimi nogami, przyciąga mnie do siebie i całuje mnie chwytając mocno za kucyk. Wydaje z siebie cichy jęk, ale nie daje się sprowokować. Tym razem nie może być tak łatwo.

Zapadł zmrok. W mieszkaniu panuje półmrok, oprócz przygaszonych świateł, nie świeci się nic. Leżę na kanapie, słucham muzyki płynącej w moim kierunku z radia i odprężam się. On stuka łyżką o miskę. Ja zamykam oczy i chyba zasypiam..  Budzę się w chwili, gdy ugina się pode mną kanapa. Nie ruszam się, nie otwieram oczu. Coś wysuwa się spod mojej głowy, po kilku sekundach czuje na sobie gruby i ciepły koc. Dobry duszek odchodzi i zaczyna zmywać, wyjątkowo nie robiąc przy tym dużo hałasu. Ponownie zamykam oczy i odpływam. Czuje, że coś obejmuje moje nogi, czuje coś na kolanie, poruszam się i otwieram oczy. Widzę miłość mojego życia, wpatrzoną we mnie. Cześć piekna. Zawstydzona chowam twarz pod koc, on zaś kładzie się na mnie, całuje mnie w czoło, nos i usta. Lekko się uśmiechając mówi spokojnie i cicho, że mnie kocha. Najmocniej na świecie. Proszę, żeby mnie przytulił. Moje serce szaleje. A ja ciesze się z tego, co jest.

I jesteśmy sobie razem. Długo. Przeżywamy kolejne dni. Razem. Planujemy tyle rzeczy. Razem. Wszystko, co dobre i złe. Robimy razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz