piątek, 27 marca 2015

#42

W tej chwili przychodzą mi do głowy słowa pewnej piosenki, która idealnie dopasowała się do obecnej sytuacji. Przynajmniej ja mam takie zdanie. Wiem tylko, że wszystko się zmienia, coś jest, a później tego nie ma. I tak właśnie się stało. Było dobrze, było miło. I standardowo, wszystko odeszło. W ciągu kilku godzin. Nie wiadomo czemu i po co. Od wielu osób słyszę pytanie po co się przejmujesz, po co dociekasz i po co snujesz domysły. Czuje mur między nami. Nie widzę go, ale czuje. On twierdzi, że wszystko jest dobrze, że nic się nie dzieje, że po prostu nie ma ochoty się uśmiechać i śmiać. A ja.. Siedzę, kombinuje, myślę, wstrzymuje łzy i próbuje uspokoić szaleńczo bijące serce. Staram się zrozumieć każde jego zachowanie. Jeden dobry dzień dawał mi ogromną nadzieję na kolejne dobre dni. Wstawałam z uśmiechem na ustach, czekałam z niecierpliwością na jego wiadomość. A teraz? Albo wstaje po kilku krótkich godzinach albo nie wstaje w ogóle, nie zasypiam. A na wiadomość od niego nadal czekam z jeszcze większą niecierpliwością..  Często się nie doczekuje, często to ja robię ten krok, który często jest najtrudniejszy, zwłaszcza dla mnie. Wyczuwam w jego wiadomościach tą obojętność. On się zapiera, nie, nie jest obojętny. Nie ma ochoty. Oboje upieramy się przy swoim zdaniu. Jedno nie chce ustąpić drugiemu. A tylko ja walczę. Ja za wszelką cenę chce się z nim spotkać, chce o niego zadbać, chce żeby mnie dopuszczał do siebie bez względu na humor. Obiecałam mu to. Będę przy nim zawsze. W zdrowiu i w chorobie. W szczęściu i rozpaczy. Zawsze.

Jak to jest z tymi wyjściami..  Czy rzeczywiście wyjście drugiej połówki samotnie musi się wiązać ze stresem? Z lekkim strachem? To prawda, jak komuś się ufa to tego nie powinno być. Taa.. Tak mówią. Boje się tego, że spojrzy na inną tak jak patrzy na mnie, że będzie dotykał inną tak jak dotyka mnie. Chciałabym żeby i on tak miał. W chwili gdy ja wychodzę do klubu czy na jakąkolwiek imprezę bez niego.. Niech mi pokaże, że jednak jest zazdrosny, że jestem jego i że mam się pilnować skoro idę sama. To cholernie boli gdy osoba, którą się tak kocha jest wobec Ciebie bezinteresowna. Spyta jak się czujesz, bo tak wypada. A nie, bo się interesuje i troszczy. Najgorszy jest wieczór. Samotny wieczór. Gdy leżę w łóżku, w ciemnym pokoju, ze łzami w oczach i zadrą w sercu. Jedyne co siedzi mi w głowie to fakt, że ogromnie chce się do niego przytulić. Z całych sił. Czekam na chociaż jedno słowo, miłe słowo. Na próżno. On sam nie jest tego świadomy. Nie wie jak bardzo to przeżywam i pewnie gdyby mógł to powiedziałby mi wprost, że dramatyzuje. Ktoś musi..

Nadzieja znika, a potem się pojawia. Znika i znów się pojawia. A gdzie szczęście, gdzie miłość? Chyba zabrał ją ze sobą, a ja nie mam dostępu..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz