piątek, 27 lutego 2015

#36

Jeden krok w przód, dwa kroki w tył. Jeden krok w przód, dwa kroki w tył. I tak w kółko. Mogłoby być na odwrót. Wolałabym być bliżej osiągnięcia celu niż dalej. A tymczasem mój cel jest pół godziny drogi ode mnie, a ja nie mogę go osiągnąć, po prostu nie mogę się z nim zobaczyć. Nie mogę usłyszeć jego głosu, nie mogę spojrzeć mu w oczy, nie mogę posłuchać bicia jego serca, nie mogę zrobić nic. Oprócz tego, że mogę się z nim skontaktować poprzez wiadomości. Ale co mi po wiadomościach..  Rozmowa jak ze ścianą..  Ja mogę się produkować, pisać niezliczoną ilość zdań, a w odpowiedzi otrzymuje jedno słowo.. Już dwa razy jechałam do niego, dwa razy nie wytrzymałam, potrzebowałam jego obecności i dwa razy zawracałam w połowie drogi. Dlaczego? Bo i tak bym Cię nie wpuścił... Słowa niby proste, niby nic nie znaczą, a jednak w sercu wyrywają ogromną dziurę.

Pewnego dnia nadzieja wróciła i nie opuszczała mnie do wczoraj. Spytałam jak długo jeszcze zamierza trzymać mnie z dala od siebie, bo nie mogę funkcjonować bez niego. Jego odpowiedź mnie zaskoczyła i zaintrygowała. Rzuciła taki mały płomyk, który dał nadzieje na to, że jednak będzie lepiej. Od razu nabrałam ochoty na to, by zadbać o siebie, pomalować się, ładnie ubrać. Robiłam to z myślą o nim, choć doskonale wiedziałam, że i tak mnie nie zobaczy. Nie myślałam o tym czy będę się podobać innym. Chciałam się podobać jemu, chciałam usłyszeć to, że pięknie wyglądam, że ma na mnie ochotę. Złudne marzenie..  Kolejna próba nawiązania rozmowy. I cios, który zniszczył wszystko. Nie dotkniesz mnie w ogóle.. Czułam wyraźnie jak wszystko we mnie pęka. Siły odeszły, zaś wróciły ciężkie łzy, które nie opuściły mnie przez kilka kolejnych dni..

Podnoszę się, by po chwili znów upaść. Tyle, że z coraz to większej wysokości. Nazywałeś mnie swoim kociakiem. A podobno wszystkie koty spadają na cztery łapy...

INFO: post był zaplanowany na 1 marca. Ze względu na moje zabieganie pojawił się dopiero dziś, a historia tu opisana troszkę się zmieniła, niedługo ciąg dalszy.
Wenus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz